środa, 29 maja 2013

2 maja 1976 r

Wczoraj poznałam lepiej Andrzeja ,chłopca Tośki.
Wcześniej widziałam go tylko parę razy ,tak przelotnie. Raz,gdy szłam z Maryśką przez miasto podszedł do mnie i zapytał,co tam było  u mnie .Chodziło mu o to ,co robiła Tośka,czy czasami nie zakochała się w kimś.
On nie ma rodziców.Jego matka umarła,gdy był mały ,a ojciec ożenił się drugi raz.Potem umarł i A został z macochą.
Jest w tym samym wieku,co ja.
J pewnego dnia zapoznała go z T.(A to kolega J ze szkoły). Wcześniej jeszcze mówiła mu,że Tośka,to taka dziewczyna,która się nie da poderwać.Wtedy on poprosił J,żeby go zapoznała z T.
Po pewnym czasie wyznał Joaśce,że zakochał się w Tośce.Okazało się,że Tośka w nim.
T mieszka u ciotki,która nie ma własnych dzieci i przyjęła ją na wychowanie.T ma chyba sześcioro rodzeństwa.
A przychodzi często do niej do domu. Gdy T jest u matki ,on tez tam idzie.Małe siostry T mówią do niego ,,wujku,, O tym wszystkim opowiadała mi J.

Po pochodzie pierwszomajowym poszłyśmy do J,przebrałyśmy się i poszłyśmy  na stadion na występy. 
W drodze spotkałyśmy Andrzeja.Mówił,że czekał na Tośkę,ale nie wyszła.Poszliśmy razem na stadion.Potem mówiłam,co chwilę do A,żeby poszedł po T.
Może tak bardzo nie chciałam,żeby poszedł po nią,ale tak jakoś mówiłam,,sama nie wiem ,dlaczego. W końcu poszedł po nią.
Po pewnym czasie poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie od tyłu.Odwróciłam się.To był on.Nie zauważyłam Tośki,a ona stała obok Joaśki.Umówiliśmy się do kina na 17,30.Odeszłyśmy z J ,żeby im nie przeszkadzać.
Poszłyśmy do J,słuchałyśmy płyt,pochodziłyśmy po mieście i poszłyśmy do kina.
Musiałyśmy poczekać,bo było jeszcze zamknięte.Mój brat z Jarkiem też byli ,bo z nimi też się umówiliśmy.
Potem kupiliśmy bilety.
J z Aską tak manipulowali biletami,żeby być obok siebie.Potem przyszła T z A. Zapytali,które mamy numery.Wzięli numery za Jarkiem.
Jeszcze było trochę czasu do rozpoczęcia,więc rozmawialiśmy.Ja się martwiłam,że ostatni autobus może nas nie zabrać.J powiedziała,że mogę u nie spać,a chłopaki pojadą na jej rowerze.Adrzej powiedział,że on mnie odwiezie do domu.
Gdy już usiedliśmy,on co pewien czas wychylał się i patrzył na mnie.Byłam wesoła,śmiałam się z byle czego,ale potem nagle odechciało mi się śmiać.Andrzej widząc mnie smutną,zapytał,czy jestem na pogrzebie.
,,Wyobraż sobie,że jestem,,-odpowiedziałam mu.
Uśmiechnął się-,,Ja też,,
Potem już siedziałam smutna ,chciałam,żeby mówił do mnie,żeby zwracał na mnie uwagę.Udało mi się to.
Wyszliśmy z kina i poszliśmy na przystanek.W drodze J zażartowała,że chyba odbiję Andrzeja Tośce.Pewnie i ona zauważyła jego spojrzenia i to ciągłe zwracanie się do mnie.
Zaśmiałam się i powiedziałam-No wiesz ,co!?
Chociaż sprawiło mi to przyjemność

Jeżeli J też to zauważyła,to chyba nie tylko moja wyobrażnia i myśli to sprawiły.
Na przystanku też ciągle patrzył na mnie i tam ,gdzie ja szłam on też szedł.
Dwa razy zostawił Tośkę samą.Bałam się trochę,co ona sobie pomyśli,że będzie jej przykro.
Ale J też była ze mną.
Potem A poszedł gdzieś.Byłam ciekawa,ale nie zapytałam T,bo by zaraz zwróciła uwagę.
Mówił,gdzie idzie,ale ja jakoś nie dosłyszałam.
Wyszliśmy na podwórko z przystanku.
Było mi zimno,więc nie zostałam na dworze,tylko stałam oparta o kant drzwi,tak,że gdy ktoś wchodził,musiałam się usuwać.Reszta stała na dworze i rozmawiali.
Ja stałam oparta .Trochę dlatego,że mi było zimno, a trochę dlatego,żeby A jak będzie wracał drugimi drzwiami najpierw podszedł do mnie i coś powiedział.Czekałam myśląc,że może się coś zdarzy małego ale miłego.
Długo czekałam.
W pewnej chwili odwróciłam się ,bo ktoś powiedział ,,przepraszam,,i odeszłam od drzwi.Wtedy zauważyłam jego.Stał naprzeciwko mnie,trochę dalej przy ławce.
Nawet nie pamiętam,czy się uśmiechnął do mnie ,taka byłam zaskoczona.Nie słyszałam,kiedy przyszedł.I dlaczego nie przeszedł przez drzwi do Tośki.I dlaczego nic nie powiedział,gdy przyszedł.
Do tej pory zawsze ,gdy tylko stał koło mnie,zawsze rozmawiał.On widział,że go zauważyłam,wtedy zbliżył się.Oparł się o drugie drzwi naprzeciwko mnie i spytał,czy się martwię.Odpowiedziałam,że tak.Spytał,czy pierwszy raz mi się zdarza póżno wracać.Powiedziałam,że tak.
Potem ni stąd ni zowąd powiedział do Tosi-Tosiu,przypuśćmy,że nie widzę.
Chyba tylko tak powiedział,bo T nie rozmawiała z chłopakami.Stała obok J.
-Przypuśćmy,że ja nie widzę-odpowiedziała mu z uśmiechem.
Potem coś jeszcze mówił do mnie Patrzyłam mu w oczy,on na mnie,ale nie wytrzymałam tak długo i odwróciłam wzrok.On też.Spytał mnie jeszcze ,czy naprawdę  mogą przyjechać do mnie.
Odpowiedział,że tak.Nie wiem,jak on zareaguje,gdy zobaczy,że mieszkam w starym domu.
Chociaż on jest mądry,nie pije ,nie pali,nie lubi,jak dziewczyny to robią.Czyż nie jest wzorem?Tosia ma szczęście.
Potem spytał T,czy idzie już do domu.Odpowiedziała,ze jeszcze poczeka,aż my odjedziemy.
Powiedział,że on pójdzie po kurtkę,żeby czekała na niego na przystanku.
Potem  zwrócił się do mnie i powiedział
-No to ja już pójdę,do zobaczenia w poniedziałek-
poczułam jego rękę lekko dotykającą  moją w przedramieniu.
Już się nie odwróciłam,nie patrzyłam,jak wyszedł,tylko powiedziałam,,cześć ,,tak zwyczajnie.
Wkrótce nadjechał autobus i pojechaliśmy.

Czyżbym się w nim  zakochała?
On nie jest ładny,ale jest taki mądry i mi imponuje.
Będę go kochać w ukryciu.Nikt się o tym nie dowie.Przecież nie będę ,nie mogę Tosi zabierać chłopaka,którego kocha.
W i E widzieli mnie,jak byłam razem z nimi na stadionie i na ulicy.Wcześniej dowiedziałam się od A,że chodzi razem z nimi do szkoły. A spytał mnie.gdy spotkaliśmy W ,czy chodził razem ze mną  do szkoły.Powiedziałam,że tak.W coś tam niezrozumiale mamrotał.

1 Maja!-taki pogodny dzień.
Jutro poniedziałek.
Ciekawe,czy spotkam Andrzeja.
Czuję,że teraz będę jeżdzić codzienie do szkoły tylko po to,żeby spotkać A i móc z nim  porozmawiać,chociaż on tak niezrozumiale mówi,tak szybko


wtorek, 21 maja 2013

25.kwietnia 1976 r

Dzisiaj u mnie była Joaśka i Tośka.Byłyśmy na Górze B-skiej.Było fajnie.
Andrzej S chyba się zakochał w Tośce,ale ona ma już swojego chłopaka,któremu nawet swój pamiętnik pokazuje.
Mój brat chyba kocha się w J. Dał jej swoje zdjęcie ,a ona mu swoje.Żeby tak J kochała się w nim,to zyskałabym dobrą koleżankę.
Widziałam z daleka WSz.Jechał na rowerze.Jaka piękna jest jego postać pochylona nad rowerem!Och,jaki on cudowny! Jestem w nim zakochana!
Może tak nie jest.Może ja tak bardzo bym chciała mieć własnego chłopca,że wmówiłam sobie to zakochanie.Chyba naprawdę tak jest,bo gdybym naprawdę była w nim zakochana,to nikt inny by mnie nie obchodził.
A tak nie jest.Wielu chłopców mi się podoba. I gdybym wiedziała,że któryś z nich mnie kocha ,to na pewno bym odwzajemniła  to uczucie.
 W maju będziemy mieć na ósmą do szkoły.Może to nie byłoby takie piękne,gdyby nie to,że będę JEGO codziennie widywać w autobusie.
J wie,że mam chłopaka o imieniu W,ale nie mówiłam jej ,jak się nazywa,ani nie pokazywałam go jej,chociaż miałam okazję.
Dziś mówiłam,że on jest w szkole i nie ma go w K.
Widziałam go przecież. Z daleka.

To fajnie ,że to wszystko tak się układa w mojej miłości,może,gdyby te marzenia urzeczywistniły się,nie byłoby tak pięknie.
Dziś i nie tylko,prawie zawsze ,gdy jestem z dziewczynami,przeważnie z J,albo z innymi  w moim wieku albo młodszymi,zachowuję się trochę wyzywająco,wcale nie poznać po mnie,że się wstydzę,że jestem nieśmiała.
Bo mam niekiedy takie chwile,gdy czuję,że świat jest mój,życie jest piękne,ja jestem ładna i właśnie wtedy żartuję,śmieję się,rozmawiam tak,żeby wszyscy słyszeli.
Ale mam takie chwile,kiedy czuję się sama,zagubiona we wszechświecie,przypadkowo,czy przez pomyłkę zrzucona z jakiejś maleńkiej gwiazdki na ziemię.Wtedy,gdy jestem w towarzystwie,chciałabym odejść od nich ,zostać sama,zapaść się pod ziemię,nie istnieć.Wydaje mi się,że tylko przeszkadzam wszystkim.
To chyba jest wina mojego wieku,ale czy tak jest naprawdę,czy to tylko mój prawdziwy charakter?

20.kwietnia 1976 r

Gdy słyszę nasz hymn narodowy,
łzy mi stają w oczach z radości,
że jesteśmy,że wciąż jeszcze istniejemy
i wierzymy w nasze istnienie,
rozpiera mnie duma,że jestem Polką
ale łzy moje płyną również ,gdy pomyślę
o tych,dzięki którym żyjemy i nazywamy się Polakami.
ileż ich było,jacy oni byli ?
Jakże piękna byłaby Polska,gdyby zostały cenne zabytki z przeszłości,
jakże mądra byłaby Polska,gdyby żyli wielcy profesorowie,
doktorzy,sportowcy,
gdyby nie ginęli ci mali bohaterowie.
Dziękuję Wam wszystkim,którzyście walczyli,
aby mi było teraz dobrze,
dziękuję  Wam
Moje podziękowania płyną z głębi serca,są szczere,
tak ,jak szczere są moje słowa
gdy mów
Jestem dumna ,że jestem Polką!
Jestem słaba,brak mi silnej woli,
nie osiągnę wyznaczonego sobie celu
toteż tym bardziej podziwiam tych,
którzy osiągnęli swój cel poświęcając 
własne życie dla innych

6 kwietnia 1976r

Od 7 do godz 9 czekałam na autobus do szkoły. 
O 9 dopiero nas zabrał,bo dzisiaj wtorek, targ w P.
W autobusie siedziałam naprzeciwko WSz,bo były siedzenia zwrócone do siebie.Zerknęłam tylko raz na niego.Spotkałam jego śliczne oczy.Zaraz odwrócił wzrok.Jak on pięknie patrzył.Widziałam jego oczy tylko przez chwilę,ale dojrzałam w nich coś niezwykłego,pięknego.Póżniej już nie patrzyłam na niego.
Na przystanku też co chwilę patrzył na mnie.
Jaka ja jestem zakochana w nim,wydawało mi się,że już mi przeszło,ale myliłam się.
Czy to jest miłość,czy tylko takie coś.
Chciałabym go codziennie spotykać,rozmawiać z nim i być z nim. Byłoby to chyba wspaniałe.

....pragnień serca
        nie wstrzymasz
                       wolą ni przysięgą
(Lermontow)

3 kwietnia 1976

Babcia przyjechała.
Będzie z nami.
Nie wiem,co wpłynęło na jej zmianę.
Nikt nic nie wspomina o tym

środa, 8 maja 2013

1 kwietnia 1976r

Nie wiem,co się u nas stanie.
Babcia chyba wynosi się od nas.
A wszystko o tatunia.
Wczoraj pojechał do P. 
Mamunia ,korzystając z jego nieobecności pożyczyła od babci trochę pieniędzy i pojechała do B kupić torebkę do Rosji,bo mnie Nadia ,z którą piszę ,prosiła,żeby jej wysłać.I tak miesiąc ,albo więcej zwlekałyśmy,bo to albo pieniędzy nie było,albo co innego.
Mamunia przyjechała i opowiedziała mi ,jak przyszłam ze szkoły,że strasznie na nią krzyczał,że tylko nas stroi,wydaje pieniądze na byle co,bez jego wiedzy wyjeżdża.
Krzyczał na cały głos.
Babcia wyszła na podwórko ,podobno chodziła w koło i lamentowała  na głos,że dziadzia ją opuścił i coś tam jeszcze ,a sąsiadka K była na podwórku.Mamunia się zdenerwowała,bo i tatuń ją zezłościł i jeszcze babcia.K tylko na to czeka,żeby coś się stało u nas i potem lata po całej wsi i obgaduje.
Babcia niepotrzebnie wyszła na podwórko.
Ja ją rozumiem jednak.
Ona chyba chciała,żeby ktoś wiedział,jak u nas jest żle,jak musimy żyć.Może było jej obojętnie ,kto to będzie słyszał,może chciała wzbudzić litość nad sobą u K.
Ja wiem ,jak to jest.,bo mnie też się coś takiego zdarza.Chciałabym,żeby ktoś,ktoś rozumny,kto nie wyśmieje,a pocieszy wysłuchał mnie.Nie wiem,czy to jest tak ,jak  opisałam,ale coś w tym rodzaju.
Wczoraj babcia przyszła skądś wieczorem i zaraz położyła się spać.Poszła zaraz po tym ,jak mamunia powiedziała,jej ,że po co to wszystko,po co tak lamentuje na głos przy K.
I jeżeli tak jej żle u nas, to niech jedzie do chrzestnego.Chrzestny kiedyś mówił,że jak jej będzie żle u nas to żeby przyjechała do niego i zostanie.
Mamunia to wszystko mówiła w złości.
A babcia pomyślała,że ją wygania.
Dzisiaj babcia wszystko,przygotowuje,myje się ,ubiera.
A ,moja siostra zapytała ja ,kiedy będą z mamunią malowali,bo A nic nie rozumie,jest za mała.Babcia jej odpowiedziała,że nie wie.Póżniej A zapytała ,dlaczego tak się ubiera ,a babcia odpowiedziała,że wyjeżdża,bo nam jest żle z nią.Będzie nam lepiej,jaśniej ,przestrzenniej bez niej.
Ja słuchałam płacząc bezgłośnie.Wyszłam zaraz z kuchni do pokoju,odwracając twarz,żeby A nie widziała,że płaczę i przyszłam tu ,do pokoju.
Nie mogę się uczyć,nie wiem,jak pójdę do szkoły nieprzygotowana,serce mi tak wali,że aż słyszę,ręce mi drżą.Sama nie wiem,co się ze mną dzieje. Od jakiegoś czasu o  byle co się denerwuję,zaraz mnie boli głowa,płaczę,drżę cała.Nie wiem ,co będzie dalej .Może babcia jeszcze nie wyjedzie.
Nic nie mówiłam do niej,żeby nie wyjeżdżała ani nic,tylko rano ją spytałam,co znaczy mój sen.-uciekałam po polach przed Niemcami z małą dziewczynką sierotką Darką.
(Przeczytałam wczoraj książkę ,,Rycerze kamiennego niedżwiedzia,,upłakałam się w nocy nad Kalnią(?) i Darką.I ona mi się śniła.)
Babcia powiedziała,że to chyba radość.I tyle rozmawiałyśmy.
Nie zatrzymuję babci.Jak jej tutaj tak żle,no to przecież nie będę jej siłą zatrzymywać.Ale jak będzie odchodzić ,to nie wiem,co zrobię.Chyba ucieknę do ogrodu,żeby się wypłakać.Teraz też beczę po cichu,przykrywam oczy ręką,bo babcia chodzi po pokoju koło mnie.
O Boże ,ja nie wiem,co zrobię!
Przecież ,jak ona odejdzie,to ja nie wytrzymam w tym domu.
Nie mogę pisać,cała się trzęsę,łzy mi z oczu lecą.Mamuni ani jego nie ma tutaj.Brat w szkole.Nie wiem,co on zrobi,jak przyjdzie i babci nie zastanie.
Może babcia nie odejdzie.
Ja chyba nie pójdę dziś do szkoły,bo nie powstrzymam się od płaczu.
Dziadzia umarł,też się z nim nawet nie pożegnałam,bo uciekłam z domu i leciałam gdzieś po drodze.
I teraz niech babcia odejdzie.
Ludzie zaraz będą mówić,żeśmy ją na starość wygnali.
Może babcia nie odjedzie.Może ja sobie tak wyolbrzymiam wszystko.Ale czemu się ładuje do wyjazdu,czemu mówi,że odjedzie.Może pojedzie i zaraz przyjedzie.
Ale mamunia jej chyba nie puści,chyba ,że sama będzie bardzo chciała.
Żeby już było jutro,żebym wiedziała,co będzie.
Tak dużo mam się uczyć z fizyki,nie wiem czy coś zdołam się nauczyć. 
Co ja mam robić? 
Spróbuję się jakoś nauczyć i uspokoić.Ale czy mi się uda? Dobrze,że nie mamy dwóch godzin dzisiaj.
Tak bardzo mnie boli głowa od tego płaczu.Chyba nikt nie widział,że płakałam.To dobrze.

Babcia jednak odeszła.Nawet nie wiedziałam kiedy,bez żadnego pożegnania.Słyszałam,jak trzasnęły drzwi,ale myślałam,że to mamunia weszła.
Wcale mi do głowy nie przyszło,że babcia mogłaby tak bez pożegnania wyjść.A może nie mogła się pożegnać?

Jestem w szkole.Muszę się śmiać,bo powiedzą,że jestem dumna.Oni opowiadają,jak to było u nich w domu,ja też zmyślam.
Nikomu chyba do głowy nie przyjdzie,że jest mi tak żle.

29 marca 1976 r

Chciałabym umrzeć.
Tak mi jest żle.
I to wszystko o matematykę.Profesorka kazała mi rozwiązać zadanie.A ja jestem taka tępa z zadań.
Wcale a wcale nie rozumiem żadnych zadań ,ani nie umiem ich rozwiązać. 
Co ja mam zrobić?
Chciałabym,żeby ktoś mi pomógł. Ale tak ze szczerych chęci ,nie z przymusu.Nie wiem,czy znalazłabym kogoś takiego.Może bym poprosiła którąś z z dziewczynek  o pomoc,ale boję się właśnie tego,że ona będzie się na mnie złościć,że jej zabieram czas.Nie chcę tego.
Wiem,że sama  nie nauczę się rozwiązywania zadań,ale na pewno nie poproszę nikogo o pomoc.
Wszystkie ( może prawie wszystkie) przykłady,równania potrafię rozwiązać,tylko tych zadań nie.
Gdy tylko wyjdę na środek,to mam w głowie jeszcze większą pustkę niż w ławce.
Chodzę nad rzekę i tylko myśl o mamie powstrzymuje mnie przed wskoczeniem.
Po co ja istnieję?
Co ze mnie wyrośnie?
Czym będę?
Na pewno niczym.

27 marca 1976r

Dzisiaj trochę spóżniłam się do szkoły.
Autobus spóżnił się 10 minut. 
Przed szkołą zobaczyłam dziewczęta wchodzące do internatu ,pobiegłam szybko i zdążyłam.
Całe szczęście.Całą drogę myślałam,jak ja się wytłumaczę przed spóżnieniem. Myślałam,nawet,że jeżeli nie zdążę,to wcale nie pójdę na lekcję fizyki.
Teraz mamy wolną godzinę,bo nie ma prof. od chemii.
Chociaż czuję się tak jakoś dziwnie. Boję się geografii. Ale nie chce mi się powtarzać.
Mam katar,dlatego tak się czuję.
Dobrze,że jutro niedziela.
Wiosna,a takie błoto wszędzie.
Mamunia odniosła mi buty na szosę.I tam zdjęłam gumiaki, a włożyłam kozaki.Mamunia taka dobra.
Chciało jej się iść po takim błocie ,tylko dlatego,że ja nie chciałam sobie butów ubrudzić.Ona tak wszystko rozumie.
A tatuń zawsze mówi do niej,gdy coś się odezwie-,,Co Ty wiesz,co Ty rozumiesz,,.
Ja to nie mogę słuchać.

24,marca 1976r

Dzisiaj znowu w domu była kłótnia.
I to o mnie.
Powiedziałam tatuniowi,żeby mi dał pieniądze na zeszyt i wkład do długopisu.Dał mi tylko 7 zł, a mnie potrzebne 11 zł.Powiedział,że więcej nie ma.
I wtedy się mamunia odezwała,że wczoraj to miał pieniądze na wódkę,bo przyszedł pijany,a dzisiaj to nie ma na zeszyt.
No i zaczęło się.
Po co ja mówiłam o te pieniądze.I tak ich nie dostałam,a tylko doszło do kłótni.Tatuń jeszcze wmawia mamuni,że nic nie robi.
Jak on tak może!! 
Dość,że mamunia wstaje wcześnie rano ,porobi,a on wyleguje się do 7-8 godziny to jeszcze  ma  straszne pretensje do mamuni.Mamunia ciągle się dowiaduje,że gdzie jest tatuń,to zawsze gada na nią.
Dlaczego on taki jest,słowa nigdy nie dotrzymuje.Żyje sobie tak,jak kawaler.
A przecież ma żonę i nas.
Powinno mu chociaż trochę zależeć,żebyśmy mieli ojca takiego,z którego  moglibyśmy być dumni.
Jak ja go nienawidzę.

15 marca 1976

Jestem strasznym łakomczuchem!!!
Kupiłam czekoladę dla Nadii z Rosji i ZJADŁAM!
Brak mi silnej woli. Teraz muszę składać pieniądze na nową,kupić i szybko wysłać.

Czy ja naprawdę jestem taka odpychająca?
Wydawało mi się,że Joaśka będzie moją przyjaciółką,a jeśli nie ,to chociaż dobrą koleżanką.Wszystko się na to zanosiło.Wszędzie chodziłyśmy razem ,wszystko mi mówiła.Nie widziała wówczas Toski.Kiedy i dlaczego nią się zainteresowała tak nagle? Być może dlatego,że mieszkają w jednym mieście. Codziennie (chyba) stawały obydwie koło sklepu i długo rozmawiały.Chyba tak to się zaczęło.Już zaczęła z nią chodzić. I jeszcze ten horoskop.Jej znakowi sprzyjają Bliżniaki i Toska właśnie jest spod tego znaku.No więc się połączyły obydwie już całkowicie.
A ja zostałam sama.
Przez pewien czas próbowałam jeszcze przyłączyć się do J.Ale zaniechałam tego.
Znalazłam Marysię.
Gdy przyszła pierwszy raz do nas z LM,była opryskliwa.Nikt jej nie lubił.Ale teraz jest inna .Przynajmniej w stosunku do mnie.
Ja tez próbowałam szczęścia w horoskopie.Ona jest spod Koziorożca.Mój znak jej sprzyja,a jej mojemu.Być może trafiłam dobrze?
Ale jednak wolałabym z J się przyjażnić

Dlaczego przyjażń jest taką trudną sprawą?

14 marca 1976 r

Dzisiaj jest niedziela.Postanowiłam coś napisać,a wlaściwie w skrócie opisać minione wydarzenia.Jeszcze mi się nie chce odrabiać lekcji,mimo,że mamy powtórzenie z geografii na wtorek i dziś powinnam coś powtórzyć.
Ale jestem optymistką i  uważam,że jakoś zdążę.
Zazwyczaj nie poświęcam zbyt dużo czasu na lekcje,.Czasem wystarczy,że przeczytam polski czy historię,powtórzę i jestem przygotowana.
Ale niekiedy,to za nic mi nie chce wejść do głowy.
Gdy rozumiem temat ,łatwiej mi się uczyć.Najlepiej lubię rosyjski.Mam już dwie piątki.
Ostatnio jakosśtak polubiłam niemiecki.Nie oglądam ostatnio filmów wojennych i może dlatego.
Mam 4,+3,-4,4. Dobre stopnie.
W piątek (wg horoskopu mój szczęśliwy (!) dzień) zostałam niespodziewanie wyrwana do odpowiedzi.
A było tak.
Profesorka na chemii rozgadała się (nie o chemii,ale o obozach w Majdanku i  Oświęcimiu,które kiedyś tam zwiedziła) i nie słyszała dzwonka ani na przerwę ani na lekcje.
Dopiero gdy przyszedł Ludwik od polskiego wyszliśmy z klasy chemicznej prosto do polonistycznej.
Ponieważ Bożeny-mamy w klasie cztery-w piątek obchodziły imieniny,gdyż w sobotę nie idziemy do szkoły,profesor zapytał czy pytać dziś Bożeny. Oczywiście  odpowiedziałyśmy ,że nie.
-Barbary już dawno obchodziły imieniny,więc możemy je zapytać-powiedział niepodziewanie.Nie wiem,czy zbladłam,czy zaczerwieniłam się, nie dlatego,że bałam się tylko dlatego,że nawet mi się nie śniło,że mogę być dzisiaj pytana.Niektórzy jeszcze wogóle nie mieli stopni.Wiedząc o tym nie byłam tak wybornie przygotowana.
-No,która pierwsza?-powiedział prof.
Jest nas dwie w klasie,ja i BG. Bardzo ją lubię. Chciałabym,żeby była moją przyjaciółką,ale ona ma już przyjaciółkę z jej wsi -Jolę.Nie chciałabym rozrywać ich przyjażni.
I ona właśnie wtała pierwsza,chyba widząc,że ja nie wstaję.
-O Komisji Edukacyjnej-podał temat profesor.
B coś zaczęła,chyba tez nie była przygotowana,a może była przygotowana,tylko tak jej nie wyszło.
Bo i tak się zdarza.Człowiek  się nauczy,jest pewny,a przy odpowiedzi okazuje się,że nie umie nic.
Gdy ona się mordowała z tym tematem,ja gorączkowo przerzucałam kartki zeszytu,książki ,notatki.
,,Powstanie Komisji,działalność,program, działania...,,
Próbowałam to wszystko odświeżyć w umyśle,ale gdzie tam..Przy mojej tremie to wykluczone.Ale jednak coś niecoś wiedziałam.
-A następna co nam powie?-spytał profesor.
Wstałam i skierowałam wzrok w okno.
-Komisja Edukacji Narodowej Powstała 14 pażdziernika  1773 roku po kasacji jezuitow-zaczęłam i ciągnęłam dalej patrząc na chmury za oknem i czubki bezlistnych czarnych gałęzi drzew.
-Powstanie ,program działalność -powiedziałam to wszystko. Raz czy dwa razy użyłam złego wyrażenia,poprawił mnie i ...DOBRY-usłyszałam
Usiadłam szczęśliwa.
Mówiąc o KEN marzyłam w duchu,żeby dostać choć trójkę,a tu 4!!
O Szczęśliwy Dniu!
Wierzę w szczęśliwe horoskopowe dni.
Ale żal mi Basi,nie poradziła sobie z tym tematem.Zapytał ją jeszcze o organizacji szkół.
Nie mogła się wygadać.Na pewno wiedziała,tylko nie mogła dobrać słów.
Podpowiedziałam jej trochę,ale nie mogłam wszystkiego,bo profesor akurat patrzył na mnie.Trochę się bałam,że mogę otrzymać za podpowiadanie dwóję.
Czułam się pózniej podle ,wydawało mi się,że ją zdradziłam swoją czwórką.
Nie wiem,czy jej postawił dwóję.Może nie?
W ten sam dzień dostałam 4 z niemca,też niespodziewanie,bo miałam  już dwa stopnie.

Przyszłam na przystanek i zobaczyłam WSz.
Skąd on się wziął o tej porze? Przecież oni wyszli dużo wcześniej od nas.Zmarznięty,zsinialy.
Acha, jeszcze spotkałam ED. Na wolnej łacinie poszłyśmy z Maryśką P na przystanek.On szedł z dziewczynami z zawodówki. Podrywacz! Powiedział,,cześć.,Odpowiedziałam.
Stał i patrzył na mnie .Tamte dziewczyny poszły do cukierni.Pewnie myślał ,że stanę z nim i porozmawiam.Minęłam go obojętnie, póżniej jeszcze raz spojrzałam na niego,uśmiechnął się .Nie odpowiedziałam uśmiechem.Niech nie myśli,że każda za jego spojrzenie będzie wdzięczna do końca życia.Ja nie jestem z tych.A może jestem? Może byłabym wdzięczna za takie spojrzenie WSz?Ale nie okazywałam tego.

Uważam E za dzieciaka pewnego siebie.Ładny,trzeba przyznać,ale żebym szalała, to nie.
Poresztą ,ja sama nie wiem,może mój stosunek do niego się zmieni? Moje uczucia do W też już nie są takie gorące.Może to nawet nie była miłość? Czy ja wiem? Może gdy go zobaczę kiedyś to znów się zakocham? Ale chyba nie.
Gdy jechałam w piątek do domu-nie wiem,na pewno ,ale to chyba on stał za moim krzesłem-bo stał na pewno z tyłu a ja na ostatnim krześle siedziałam.Kilka razy ktoś dmuchnął w moje włosy.Czułam ten podmuch-okna były pozamykane,ale się nie obejrzałam.
Wychodząc tez nie spojrzałam,udawałam,że nic nie czuję.

W sobotę byłam w B po płaszcz na wiosnę i lato.
Z K do P dojechałam szczęśliwie.
Z P do B niestety nie.
Niedaleko B zrobiło mi się nagle strasznie gorąco,przed oczami płatki,powiedziałam mamuni,żebyśmy wysiadły.Ale przystanek daleko,a ja już ledwo na nogach stoję.Obok siedział jakiś chłopak ,znam go ,on też chodzi do ogólniaka do P, ale nie wiem jak się nazywa.Wstał z siedzenia i ja usiadłam.Wszystkie poty  na mnie wstąpiły,oparłam się o siedzenie i jakoś dojechałam.
Zrobiło mi się lepiej .W B spojrzałam  w lusterko ,byłam blada ,jak płótno.
Z B jakie 6 km przed P znów płatki przed oczami,głuchy szum w uszach.Mamunia zatrzymała autobus.
Gderliwy kierowca coś tam zaczął gadać,ale stanął.
Wyszłam z autobusu,fala zdrowego powietrza uderzyła mnie w twarz.
Oprzytomniałam.
Autobus odjechał ,a my z mamunią usiadłyśmy na pagórku przy szosie.Zrobiło mi się lepiej.
Odpoczęłyśmy i na piechotę do P.
Doszłyśmy do przystanku nie czując nóg.
Co mi sie stało? Nigdy nie robiło mi się słabo w autobusie.
Żle znoszę jazdę,wymiotuję czasami,ale słabo  zrobiło mi się pierwszy raz.
Kupiłam sobie płaszcz za 1400zł.
Tatuń trochę wyrzucał mamuni,że kupiła taki drogi płaszcz,ale wobec faktu dokonanego tylko na to mógł sobie pozwolić.

Przeczytałam dzisiaj powieść E,Orzeszkowej ,,Nad Niemnem,,
Jestem zachwycona.
Bardzo polubiłam Justynę i Jana.
Jak to dobrze,że oni się ożenią.
Jestem taka wdzięczna Justynie za jej wspaniałą decyzję.
Porzuciła bogatego,morfinowego Różyca,a  wybrała prostego,a zarazem niezwykłego Janka.
Jestem pod urokiem tej wspaniałej miłości.
Czytając ostatnie kartki bałam się,żeby Justyna nie postąpiła tak,jak Marta.Ale postanowiłam nie zaglądać na ostatnią kartkę.Na szczęście skończyło się dobrze.
Czytałam tę książkę ,ale z uwagą czytałam tylko fragmenty,gdzie występowali Jan i Justyna.
Jak ja ją pokochałam! Gdyby ona istniała naprawdę,w dzisiejszym świecie,to musiałabym ją poznać.Jestem taka nią zachwycona! I Janem.
Ich nieśmiałe spojrzenia ,nieśmiałe rozmowy...i ten pocałunek tak mnie ucieszyły i zachwyciły,że mimo woli śmiałam się na głos i taka byłam szczęśliwa,jakgdyby to była moja miłość,moje przeżycia.
Tak się cieszyłam.
Polubiłam Orzeszkową za tę powieść przeczytaną.Jestem zachwycona.
Naprawdę,do tej pory  żadna książka nie zachwyciła mnie tak,jak ,,Nad Niemnem,,.
Justyna i Jan. Jan i Cecylia.
Chciałabym być aktorką.Gdybym nią była,grałabym role bohaterek tylko 18-19 wiecznych.
Wydaje mi się,że był to piękny świat.
Może gdybym była w tamtym świecie nie sądziłabym tak. 
Ale teraz jestem pod urokiem stylu retro.
Czuję,że od tej chwili moim ideałem będzie Justyna.
Może spotkam w swoim  życiu takiego mądrego złotowłosego Jana? 
A może i Justynę?