wtorek, 16 kwietnia 2013

10 marca 1976 r

Chce mi się jeść.
Sklepik szkolny zamknięty.
Jeszcze 2 godziny. Śpiew i j .niemiecki.
Boję się niemca.
Żeby mnie tylko nie zapytała z tej rozmówki.
Umiem,ale na środku klasy to mogą się różne rzeczy dziać ze mną.
Muszę sobie dzisiaj kupić jakąś książkę.
Dzisiaj Bożena  oddała mi moje opowiadanie.Czytała prawie cała klasa.Dałam tylko Eli ,ale inne zauważyły i chciały,żebym im pożyczyła.Nie wiem,ale one chyba myślą,że to są opowiadanie przepisane ,a nie moje.Może to i dobrze.
Ale przecież ja je sama napisałam.
Lubię tak pisać,a potem czytać sobie własne ,,dzieła,, przed snem.
Nie wiem,czy jeszcze coś napiszę.
Bo to tylko czasem mnie taka chęć pisania najdzie i wtedy ,albo wiersz,albo opowiadanie mi wychodzi.
W sobotę nie pójdziemy do szkoły. Konferencja.
Fajnie,wtedy będzie dwa dni wolne.

9 marca 1976

Dzisiaj musiałam jechać do szkoły o 7,20.
Dojeżdżam od marca.
Dzisiaj mamy na 9. Zdążyłam dobiec do przystanku,gdy autobus już stał. Jechał MZ i WSz.
Siedziałam z tyłu z Zośką.
WSz stał z tyłu.
W jego stronę spojrzałam tylko raz.Napotkałam jego wzrok .
Potem już nie patrzyłam na niego, tylko w okno,albo do tyłu.Mimo to kątem oka widziałam,że patrzy na mnie,ale ja  postanowiłam nie patrzeć na niego.Chciałam mu się odciąć za tamto.
W zeszły wtorek też przyszłam na autobus.Była BB,a potem przyszedł ON. Rozmawiał z BB. Ja się nie odzywałam.
Ja już chyba taka jestem.Może myślą,że jestem dumna,ale tak nie jest. Ja wolę się nie odzywać,jeżeli nie mam o czym mówić i chyba trochę się bioę,czy wstydzę?
Sama nie wiem,jak to nazwać.
Kilka razy pytał mnie o godzinę.Odpowiedziałam. Potem okazało się,że BB nie wzięła biletu miesięcznego. Pobiegła do domu.  Ja się odwróciłam do Baśki,tyłem do niego. A on wtedy zostawił mnie i poszedł do Marka.Stałam sama. Świnia! Poszedł sobie.
Co prawda ,to w duchu bałam się,że ,jak zostaniemy sami we dwoje,to nie będziemy mieli o czym rozmawiać.Bałam się i może nawet ,w duchu,chciałam ,żeby sobie poszedł.Może by mi o to nie chodziło,tylko,że z daleka stał MZ z chłopcami.
Tak WSz wtedy nienawidziłam.
Teraz  czuję,że moja miłość do niego trochę ochłodła.
Zakochałam się teraz w takim Tomku Z. 
Chyba bez wzajemności.
Chociaż...kilka razy,gdy spojrzałam na niego spotkałam jego wzrok.
Dziś go spotkałam na mieście,mógł przecież zawrzeć znajomość ze mną (bo się nie odzywamy),ale on nie zrobił tego. Popatrzył tylko. A gdyby chciał,to mógłby chociaż powiedzieć ,,cześć,,
On nie należy do nieśmiałych,
 Zawsze widzę,jak rozmawia z dziewczynami,wygłupia się.

20 luty 1976 r

Już prawie tydzień jestem w szkole.
Dzisiaj byliśmy (I i II kl) w kinie na ,,Nocach i dniach,,Marii Dąbrowskiej.
Jaki śliczny ten film.
Tak bardzo bym chciała,żyć w tamtych czasach.
Tak pięknie się ubierali.Bardzo mi się podobają te suknie.
A jak pięknie było w tych dworach Barbary i Bogumiła.
Jak oni potrafili z niczego zrobić coś tak pięknego.Śliczny budynek ,przd domem mnóstwo kolorowych kwiatów ,dalej staw,a jeszcze dalej drzewa ,łąki.
Ach,jak bardzo bym chciała tam być.
Bardzo mi się podobało.jak ten pan z małą czarną bródką i wąsikami (zapomniałam ,jak się nazywa)w białym ubraniu wszedł w wodę po śliczne kaczeńce dla panny Barbary.
Jak to by było pięknie przeżyć coś takiego!
A w żniwa ,jak ładnie wszyscy pracują razem.
Ja tez pomagam w żniwach,ale wśród krzyków,sarkań tatunia wszystko traci swój urok.
Jak tatuń zacznie bić konia i krzyczeć ,to ja nie mogę wytrzymać.
Wolałabym pracować na ,,pańskim,,,jak opowiadała babcia niż na naszym w obecności tatunia.
Babcia opowiadała,że dawniej ludzie byli biedni,ale nie było między nimi takiej niezgody,zawiści,jak teraz.
Dzisiaj jeden drugiemu zazdrości,cieszy się z czyjegoś nieszczęścia.
Bardzo mnie zezłościło,gdy babcia czy mamunia zapytały brata,gdy wrócił ze wsi,czy nie słyszał tam czegoś nowego,czy coś złego się nie przytrafiło komuś..
Dlaczego ? Przecież,jeżeli nam jest żle,to czy innym też trzeba życzyć tego? Pewnie każda biedniejsza rodzina życzy żle tej bogatszej.
To przecież lepiej by było,gdyby było tak ,jak dawniej,wszyscy byli biedni,jeden drugiemu nie życzył żle.

Tęsknię do tamtego świata.
Chciałabym mieć taki zegar,jak Anda z ,,Godziny pąsowej róży,,i móc przenieść się do dawnych czasów. 
Poznałabym tamtych ludzi.
Chciałabym znać wszystkich moich przodków,moje drzewo genealogiczne.Niestety,to jest niemożliwe.

Nie chcę chodzić do szkoły.Tak mi tam żle.
Gdyby nie było j.niemieckiego...Nie mogę się uczyć tego języka.Tyle się napatrzyłam na to ,co wyrabiali Niemcy.
Na ich morderstwa.
Na filmie oglądałam,jak jeden Niemiec kopał w głowę kobietę..Płakałam.
Żałowałam,że  przyszłam na ten film,ale wtedy nie wypadało wyjść ze świetlicy.
I teraz mam się uczyć tego języka.
Wiem,że przez umiejętność języków wyraża się swoją kulturę.
Ale nie mogę się tego uczyć.
Nie mogę i nie chcę.
Oni się nie uczą naszego języka,to po co my mamy się uczyć?
Ale muszę ,choć nie chcę.

Na j,polskim nic nie odpowiadam,nie zgłaszam się.
A przecież wiem,rozumiem wszystko.
Ileż razy tak było,że profesor pytał o coś,nikt nie wiedział,ja wiedziałam,ale nie podniosłam palca.
Póżniej okazało się,że ja myślałam prawidłowo.
Żałowałam poniewczasie.
Nie zgłaszam się ,dlatego,że się boję.Może to będzie żle,będą się śmiać.Boję się też ,że nie będę się mogła wygadać,że braknie mi słów.
Jeszcze ten profesor ma takie dziwne oczy,że co spojrzę,to się boję.
Toteż nigdy nie patrzę na niego.
Tak ,to wszystko dobrze.
Gdyby tylko nie było niemieckiego.
Boję się dni,w których mam niemiecki.
Boże,co zrobić,żeby nie uczyć się tego języka.

Kończę ten pamiętnik.Muszę kupić nowy zeszyt.

sobota, 13 kwietnia 2013

2 luty 1976 rok

Ferie.
2 tygodnie wolnego przede mną. Całe dwa tygodnie.
Wczoraj była wywiadówka.
Był tatuń.
Przyjechał pijany..
Mówił,że to z radości,że mam dobre stopnie.
Podobno profesorka J mówiła,że takich dzieci,jak ja ,potrzeba..Miałam aż 6 trójek ,a reszta to czwórki.
Nie spodziewałam się tych trójek.
 Myślałam,że będę miała mniej.
Wczoraj się popłakałam.Nie mogłam powstrzymać łez.
Po co ja poszłam do tego ogólniaka.Teraz żałuję.Tyle trójek.
Ja się do niczego nie nadaję.Czym ja będę w życiu?Czym? Niczym.
Tatuń się cieszy z moich stopni.Pierwszy raz w życiu  cieszył się z moich stopni.
Czy to była prawdziwa radość? 
Opił się.
Mówił,że z tej radości.
Nie chce mi się jakoś wierzyć.
Może chcąc usprawiedliwić swoją nietrzeżwość przed mamunią ,mówił,że się cieszy ze mnie.
Mamunia też na pewno udaje,że się cieszy.No bo jak można się cieszyć z tylu trójek?
Tatuń mówił,że były wyróżnione 3 dziewczyny z mojej klasy-córka adwokata i córki dyrektorów podstawówek. 
Dlaczego tylko one?
Przecież inni też się dobrze uczą.Czy dlatego,że ich rodzice są na wysokich stanowiskach?
Tak mi się nie chce żyć.Po co ja się w ogóle urodziłam?
Dzisiaj tatuń z mamunią pojechali do P.
Chyba mi coś kupią za te stopnie.Tak mówili.
Ale co oni robią? Za jakie stopnie? Za te tróje?
Nie ,nie chcę.Lepiej by było,żeby na mnie krzyczeli,za takie stopnie,a nie pocieszali mnie.Tak,pocieszali mnie.
Mam wrażenie,że ta radość(?) ma na celu tylko to,żebym ja się nie martwiła. uż sama nie wiem,co rozbić.
Nie zasłużyłam na nie.
Z historii mam tylko trójkę.
A od początku roku mnie nie zapytała.Miałam tylko dwie +3 z kartkówek (najlepsze z klasy) i 3 mi dostawiła sama. Acha,i jeszcze zgłosiłam się sama i dostałam wtedy -4.
Innych to pytała,co trochę.
Przecież,gdyby mnie spytała,to na pewno dostałabym 4,zawsze byłam przygotowana.

W sobotę byłam na zabawie.(Jeszcze nie wiedziałam,jakie będę miała stopnie).
O 18 poszłam do Hanki i o 19 poszłyśmy pod Dom Ludowy.
Zobaczyłam dziewczyny z mojej dawnej klasy i podeszłam do nich.Było strasznie zimno.Przez okno widziałam parę par kołyszących się w rytm muzyki.
Weszłyśmy do środka,bo było zimno.
Nie było dużego ściągu.
Potem przyszły Danka z Maryską.Powiedziałam,im,że spodziewam się samych czwórek.
Potem zaczęło przybywać młodzieży.Tylko parę razy tańczyłam z chłopcami.Nie miałam powodzenia.Patrzyłam,jak w drugim końcu WSz i ED tańczą z dziewczynami. 
Chciało mi się płakać.
Obiecałam sobie,że w drodze do domu porządnie się wypłaczę.Jednak do tego nie doszło.
Gdyby wtedy tatuń był gdzieś w pobliżu,to pewnie poszłabym z nim do domu.Ale go nie było.
Poszłyśmy z Danką go szukać.Nie znalazłyśmy,ale za to mnie się złamał obcas od kozaka.
Poszłyśmy do domu D,ale jej mama bała się przybić mi obcasa,bo mógłby pęknąć.I wyszukała butów D,ale one były za duże.Więc napchałyśmy waty do czubkow,D dała mi jeszcze skarpety i tak wróciłysmy
.Buty i tak były jeszcze za wielkie,ale miałam spodnie i nie było tak widać.
Wtedy zaczęli mnie prosić jacyś chłopcy do tańca i musiałam iść w tych butach.
Nie życzyłabym nikomu takich butów do tańca.No,ale jakoś sobie poradziłam.
Tańczyłam z innymi i szukałam wzrokiem W i E.Kilka razy spotkałam wzrok i jednego i drugiego.
 Gdzieś kolo wpół do dwunastej znów zaczęłam szukać tatunia.Znalazłam go .Był pijany.Prosił,żebym jeszcze trochę została.Zgodziłam się.Usiadłam na ławce z dziewczynami.Podszedł AT i poprosił mnie do tańca.Tańczyłam z nim.Potem odprowadził mnie do ławki i pocałował w rękę.Cofnęłam rękę i uśmiechnęłam się.,,Nie jestem mężatką,,-powiedziałam,bo tak kiedyś słyszałam od Danki.Stał nadal przy mnie.Gdy znów zaczęli grać,poprosił mnie do tańca.I tak kilka razy pod rząd,aż poszłam znowu szukać tatunia.Mówił,że jeszcze trochę pobędziemy,żebym się bawiła,jeszcze z pół godziny.Nie chciał iść do domu.Wróciłam na ławkę,ubrałam kurtkę,usiadłam obok Tereski i pani Z i czekałam.Mówiłam,że tatuń jeszcze nie chce iśc.Pani Z powiedziała,żebym nie szła bez tatunia.
Zaczęli grać.
Podszedł JK i poprosił mnie do tańca.Był trochę pijany i mówił. do mnie,, sąsiadeczko,, i ,że jestem ładna i że pił z moim tatuniem,.Aż musiałam go uspokajać.
Skończyli grać wróciłam na ławkę i znów się ubrałam.Ale potem znów podszedł JK ,nie chciałam z nim tanczyć,ale pani Z i T mówiły,żebym poszła. Więc rozebrałam się i poszłam.Potem znow się ubrałam i poszłam po tatunia.Nie chciał  iść.Był w jakimś towarzystwie.I wszyscy mówili,żeby jeszcze zostać.Powiedziałam,że jeszcze 10 minut..Zgodził się.Usiadłam  z powrotem na ławce i zobaczyłam WSz.Podszedł bliżej i usiadł na tej samej ławce,ale na drugim końcu.Ucieszyłam się.Miałam,nadzieję,że teraz szczęście przyjdzie do mnie.Ale przyszedł AT.
Zdjęłam po raz trzeci płaszcz i poszłam tańczyć .
Tańczylismy blisko siebie.ON poprosił JG.
Tańczyłam blisko At. Może tylko dlatego,żeby wzbudzić zazdrość w W,chociaz nie wiem,czy on coś czuje do mnie.Tańczyliśmy tak kilka razy,bo A mnie wciąż prosił do tańca.
Śmiałam się do AT,żeby W widział.
W pewnym momencie W był bliski nas ,tak,że otarłam się o rękaw jego swetra.Poczułam miękkość wełny.
 Pamiętam ten dotyk do dziś.
Dotyk jego swetra sprawił mi wielka przyjemność.Byłam szczęśliwa.
Potem tańczyliśmy razem we czwórkę w kółeczku.Patrzyłam na W i spotykałam jego wzrok.
Myślałam,jakby było wspaniale,gdyby on mnie przytulił.
Ale AT coś chyba zauważył,bo poprowadził mnie dalej i poprosił kolegę,żeby bawił się z nami w kółeczku.
Byłam taka zła na Adama.Gdyby nie on,to pewnie W poprosił by mnie do tańca.
Gdy muzyka przestała grać ,zobaczyłam,że tatuń idzie w moim kierunku.Powiedział,żebym jeszcze chwilkę została.
Nie chciałam,W słyszał i A tez.
Tatuń coś tam mówił,ale zaczęła grać muzyka i znów A ukłonił się przede mną.
Wpół do drugiej.
Była tak bardzo zmęczona,że nie mogłam ruszać nogami w tych ,,cudownych,, butach.Podeszłam do Jadżki i poprosilam,żeby szła za mną po tatunia i powiedziała mu,żeby szedł już do domu.W patrzył na nas.Poszłyśmy po tatunia i jakoś go wyciągnęłyśmy.Zaczął się ubierać, więc poszłam do ,,mojej,,ławki po kurtkę.Zaczęłam się ubierać. Podszedł Adam i zapytał,czy może mnie odprowadzić.Uśmiechnęłam się i powiedziałam,że nie ,bo idę z tatuniem.Cześć,cześc i poszłam.
Już nie widziałam W.
Tatuń coś tam po drodze mówił.potykał się, podnosiłam go,ciągnęłam do domu-wszystko to jednak było niczym.
Byłam oczarowana tym wszystkim ,co się zdarzyło.

13 stycznia1976r

Dziewczyny opowiadają i swoich pokojach ,o swoich rodzicach.
A ja? 
Ja nic.
No bo co mam mówić,kiedy ja mam stary dom,kiedy u nas nigdy nie ma pieniędzy,kiedy tatuń zawsze ,,musi zrobić z tym wszystkim wreszcie porządek,,
Mówią,że kochają swoich ojców, a ja co powiem?
Że ojca nienawidzę?
Mimo,że nie jestem z nimi,myślę  o wszystkim , o tym całym naszym życiu,o mamuni.
Tak.
Mamunia jest taka nieszczęśliwa. Ale czemu,czemu on nic nie rozumie. Czemu on nie wie,że my tez potrzebujemy jakoś żyć,lepiej ,bez ciągłych kłótni.
Ojciec,tata,tatuś-tak mówią o swoich dobrych ojcach,których kochają.
A ja mówię,, tatuń,,-i go nienawidzę.
Dziś wszystko sobie poprzypominałam,bo nie mamy dużo zadane.
Lidka mówiła o swoim ojcu,który kiedyś pił,a teraz jest najlepszym ojcem. 
Dlaczego,pod wpływem czego tak się zmienił?
Może ja mogłabym skorzystać z jej doświadczenia i mogłabym sprowadzić ojca na dobrą drogę.
Ona mówiła, aja przypomniałam sobie,jak on rzucał we mnie po pijanemu stołkiem.
Dobrze,że uciekłam.
Wyszłam na podwórko.Ciemno. 
Chciałam uciekać.
Bałam się.
Dobrze,że go mamunia zatrzymała.
Pamiętam ,jak po pijanemu potłukł radio,doniczkę z kwiatkami.Rzucał o ziemię
.
Boże,dlaczego ja mam takiego ojca?
Mówią z dumą o swoich ojcach.
Nie mogę już..
Łzy mi same lecą oczu.

Mój dziadzia.
Pamiętam.
Usłyszałam nagle krzyk mamuni-,,Tatuś!,,
Spojrzałam.
Zobaczyłam dziadzię pod kołami wielkiej młocarni.
Nie patrzyłam dłużej.
Uciekłam do kuchni z krzykiem.  Siostra za mną.
Słyszałam krzyki.
Nie wiedziałam,co robić.Serce biło moi mocno.Coraz mocniej.
Chyba zatkałam uszy.
Potem stanęłam czy uklękłam przed obrazem Matki Bożej od komunii i zaczęłam się gorączkowo modlić.
A ,moja mała siostrzyczka,też płakała i trzymała mnie za rękę.
-Basia,Basia ,co robić-pytała mnie.
Ona była mała,chyba nawet nie pojmowała,co się stało,ale patrząc na mnie ,chyba czuła ,że stało się coś bardzo złego.
-Mów pacierz-powiedziałam jej.
Zaczęła mówić gorączkowym półgłosem.

Modliłam się,prosiłam Boga,żeby dziadzia żył,żeby nie umierał.
Niech będzie kaleką,ale żeby tylko żył.
Ja bym się nim opiekowała.

 Ale on umarł.
 Nie pomogły moje modlitwy i prośby.

Piszę to i beczę po cichu.Dziewczyny rozmawiają i ja płaczę.
Nie mogę się powstrzymać,łzy mi same lecą.

Zaraz,co było potem.
Tak,potem przyjechało pogotowie ,ale wcześniej ja weszłam do domu,gdzie leżał dziadzia.
Przy nim stała babcia.
Tyle pamiętam.
Acha,dziadzia się uśmiechał.Tak go bolało.
Żebra miał przygniecione.A on się uśmiechał.
Chciał nam oszczędzić bólu.
I wtedy uciekłam.
Bałam się czegoś.
Teraz żałuję.
To był ostatni obraz,który przedstawiał żywą twarz dziadzi.
A potem przyjechało pogotowie.Włożyli dziadzię do karetki.
I pojechał.
O godzinie piątej (tak jakoś) umarł.Powiadomiła nas o tym Tereska L-oni mieli telefon.Gdy szła to czułam,że obwieści coś strasznego.I rzeczywiście-,,Pan G umarł dziś rano,,
Babcia zaczęła płakać.
Mamunia też.
A ja?
Ja nie mogłam wskrzesić łez.
Nie wierzyłam.
Ja wierzyłam,że dziadzia przyjdzie,że on nie mógł umrzeć.
Nie wiedziałam ,co robić.Wszyscy płakali.
Wiedziałam i nie wiedziałam o co,dlaczego płaczą.
W pewnej chwili nagle zrozumiałam. 
Wybiegłam z domu.
Leciałam przez pola na wieś.
Nie wiedziałam do kogo. Biegłam.
Czułam w głowie potworny zamęt,poplątane myśli.
Sama nie wiem,jak ja mogłam taką drogę przelecieć biegiem.
Dobiegłam do furtki,gdzie mieszkał dziadzi brat.
Wleciałam.
,,Dziadzia umarł,,-powiedziałam. 
,,Wiemy,,-odpowiedzieli smutno.
Dzwonili na pocztę do cioci i ona zadzwoniła do L,żeby nas powiadomili. 
Płakałam.
Tak ,to prawda.
Umarł.
Wiedziałam,ale jakoś nie docierało to do mojej świadomości.
Już nie pamiętam,co się działo. 
Wiem,tylko,że płakałam,strasznie płakałam oparta o drzewo na ich podwórku.Uspokajali mnie wszyscy.

Potem był pogrzeb.
A potem straszna pustka. 
Długo nie wierzyłam w tę smierć.Do dziś nie wierzę. 
Wiem,że on kiedyś przyjdzie.
Wyobrażam sobie jego powrót. 
Śnił mi się kilka razy.Taki dobry  był. 
Tatuń go tyle razy znieważał.wił,że dziadzia mu ukradł ospę,że mamunie namawia na niego.

Gdyby dziadzia żył.Byłoby inaczej.
Pamiętam jak wieczorem łuskaliśmy mak,jak  chodziliśmy po kolei spać do babci i dziadzi.Biliśmy się ,o to.
Dziadzia otulał mnie pierzynką,gdy się w nocy odkryłam.
Pamiętam,jak w okularach stał na środku kuchni pod żarówką i czytał nam na głos,jakieś ważniejsze wiadomości z gazety.

Pamiętam,jak w niedzielę uciekaliśmy od nas (bo mieszkaliśmy osobno,po drugiej stronie drogi),aby zjeść obiad u babci.
Jedliśmy wszyscy pięcioro.Babcia,dziadzia,brat,siostra i ja.
Niekiedy we czworo z jednego talerza.
Wtedy dziadzia się śmiał - ,,Cztery pyski z jednej miski,,

Obiady u babci były zawsze smaczniejsze.
Pamiętam,jak po obejrzeniu jakiegoś strasznego filmu bałam się chodzić  sama do szkoły.Wtedy mnie odprowadzał.
Tatuń krzyczał na mnie,gdy mu mówiłam,że się boję,żeby mnie odprowadził.
Wieczorem przychodził po mnie do szkoły,gdy miałam lekcje z akordeonem.Niósł akordeon.
Wtedy wszystkie szłyśmy razem z dziadzią.
Do szkoły tez mi przynosił akordeon.A tatuń nie chciał.
Jak się dziadzia cieszył,gdy dostałam piątkę,gdy mnie ktoś pochwalił.
Kochany dziadzia.
Tak się cieszył,gdy dostawałam listy z Rosji.
Ostatni list pokazałam mu jakoś godzinę przed śmiercią.
Przed obiadem.Tak się cieszył.
To było w piątej klasie.
Jakże on by się cieszył,gdyby wiedział,że zajęłam I miejsce na olimpiadzie i z innych moich sukcesów.
To była pierwsza śmierć w moim życiu.




wtorek, 9 kwietnia 2013

Ostatni wpis z pierwszego pamiętnika

Na j.polskim w VIII klasie mówiliśmy o przyjażni.
Pani W.popatrzyła wtedy na mnie.
Mówiła,że nie ma prawdziwej przyjażni.
Tak,to prawda.
Nie ma na świecie prawdziwej przyjażni.
Jeden drugim chciałby rządzić,jeden nad drugim mieć przewagę,gdy jednemu się powodzi,drugi go nienawidzi.

Chciałabym napisać książkę o czymś,ale nie mam czasu.
Nad tym trzeba pomyśleć,a ja nie mam na to czasu.

Chciałabym być pisarką,spisać swoje myśli.
Ta chęć naszła mnie wtedy ,gdy przeczytałam książkę o Elizie Orzeszkowej.
Chciałabym być taka ,jak ona.

Gdy słyszę ładną piosenkę,chce mi się płakać.
Boję się,żeby ktoś nie znalazł tego pamiętnika.
Nie mam się komu poskarżyć,piszę,żeby chociaż na kartkach się wyżalić.
To chyba głupie ,co tu piszę,ale taka jestem.
Mówią,że jestem cicha.
Chyba dlatego,że gdy ktoś mnie pyta,odpowiadam cicho,z jakąś tremą.
Lecz,gdy się zdenerwuję,to nie wiem,co bym zrobiła.
Gdy w nerwach na kogoś wykrzyczę,to potem żałuję i idę gdzieś się wypłakać.
Gdy mi się coś przykrego przydarzy,to muszę się wypłakać w ukryciu,żeby sobie ulżyć.
Chciałabym z kimś porozmawiać o różnych rzeczach,ale chyba nie ma nikogo takiego,kto by mnie zrozumiał.
Może tylko pani W.
Bardzo ją polubiłam,ona chyba mnie też.
Gdy ktoś o mnie mówi ,np że jestem ładna,to mi jest głupio i się zaraz czerwienię.
Dlaczego?
Przecież nie chcę.
Gdy ktoś na mnie patrzy,to odwracam głowę,bo wstydzę się swojego uśmiechu.bo tak brzydko wyglądam,gdy się śmieję.
Ta warga mi przeszkadza,taka duża.Nos mam duży.
Zgryz niedobry.Tylko brwi i rzęsy czarne ,a włosy jasne.
Hanka pytała,dlaczego mam oczy czarne, jak jestem blondynką.Już sie taka urodziłam.Nic na to nie poradzę. 
Więc co we mnie ładnego?
A mówią ,żem ładna.
Byłam w P.i gdy stałam przy kiosku i kupowałam książkę,jakiś młody pan powiedział do sprzedawcy,,-jaka ładna blondyneczka,,
Co we mnie ładnego?

7 grudnia 1975 r

Niedziela w internacie.
Była u mnie mamunia.
W domu kłopoty z sąsiadką G.
Wszystko wyszło na mamunie.
Tak mi jej żal.
Ona jest taka dobra,tak się stara,żeby było wszytko ,jak najlepiej,ale jakoś to jej nie wychodzi.
 Tak,jak mnie.
Jeszcze do tego tatuń.
Dlaczego on jest taki,dlaczego nie stanie w obronie mamuni.
Ona taka dobra.
Boże ,dlaczego moja mamunia jest taka nieszczęśliwa,dlaczego ma tyle zmartwień,przykrości,przecież ona nie jest niczemu winna.
Tak bardzo bym chciała,żeby była szczęśliwa.Ona przed tatuniem chowa,składa pieniądze,żeby coś mi kupić,zanim on przepije.
Jak ja ją kocham.
Nie wiem,co jej kupić na Mikołaja.
Babci kupiłam takie ładne perfumy,siostrze to jeszcze coś kupię,może jakąś broszkę,książeczkę,czy coś takiego.
Tatuniowi kupiłam ładne spinki do koszuli,a bratu i mamuni nie wiem co.
Pojadę d o domu 14-go,to jeszcze coś zdążę kupić.

Mamy powtórzenie z historii,jeszcze się nic nie uczyłam,nie mogę się zabrać do tego powtarzania.

Na imieniny dostałam parę maskotek,które mamunia dała bratu i siostrze ,jako od Mikołaja.
Od mamuni na imieniny dostałam niebieskiej grempliny na sukienkę-pierwsza gremplina w moim życiu-i torebkę.Mamunia  zamówiła ją i materiał na sukienkę u ciotki z Łodzi i ona przysłała.
Dostałam parę kartek na imieniny i wyprawiłam małe przyjęcie.Ale już po wszystkim.
Miałam nadzieję,że dostanę kartkę od W lub E.,
Nic z tego.Myślę,że dlatego,że nie mieli adresu do mnie.
No tak ,ale gdyby chcieli,to by się postarali.
Bogdan ,jak chciał napisać,to się postarał o adres.
Pisał,że Heniek P chciał napisać do mnie ,ale nie miał adresu i on mi podał jego adres.
Napisałam do niego kartkę.
Żal mi go,wiem,że się we mnie kocha,ale  on jest tako strasznie brzydki.
Dlaczego więc piszę do niego? Może z litości,a może dlatego,że chcę otrzymywać listy?
Tak ,i jedno i drugie jest przyczyną.
Ale dlaczego ja taka jestem?
Przecież się w nim nie zakocham,więc po co piszę?
Sama siebie nie rozumiem.
Teraz znowu zakochałam się w chłopaku z internatu.
Może bym nie zwróciła na niego uwagi,gdyby nie Lidka,która tez się w nim zakochała.
Zaczęłam mu się przyglądać, no stało się.
Ale bardziej kocham W.
A może nie?Już sama nie wiem.
Dlaczego ja taka jestem.
Może ja nikogo nie kocham tylko tak mi się wydaje.

Kiedy wreszcie przyjdzie ta prawdziwa,najprawdziwsza,odwzajemniona miłość?
A może nigdy?
Może będę taka zmienna zawsze. 
Nie,nie,przecież ja naprawdę kocham W.Przecież sobie tego nie wmówiłam.
Ciekawa jestem tylko,jakby to było,gdybyśmy chodzili ze sobą i on by mi mówił ,że mnie kocha.lubi.
Chyba Zofia Nałkowska pisała w swoim pamiętniku,że ,,gdyby marzenia stały się prawdziwe,to  nie byłyby tak piękne,,
Ze mną pewnie byłoby tak samo.
Więc może lepiej,że narazie mogę tylko marzyć.
Może ,gdy będę starsza,doroślejsza,mądrzejsza,wtedy wreszcie zrozumiem,co to miłość.

2 grudnia 1975 r

W internacie już drugi dzień nie ma prądu.
Teraz siedzę przy świeczce sama.
Lidka i Halina śpią w 55,a Elka chyba na filmie.
Tak mi się przykrzy..
Pojutrze moje imieniny.Trzeba coś przygotować.
Dziś dostałam bombonierkę od chrzestnej z W za 100 zł.
Kochana chrzestna nie zapomniała o  mnie.

Czuję się taka samotna.Tak mi jest żle.
Wczoraj płakałam.
Elka wzięła dziewczynom z 60 świeczkę,a Kaśka powiedziała,że to ja wzięłam.
,,Elka by nie wzięła,,- mówiła dziewczynom
Dopiero potem Elka się przyznała. 
Ale dlaczego mnie oskarżyły?
 Czy wyglądam na złodziejkę,na taką ,co kradnie?
Dobrze,że było ciemno i nikt nie widział.
Stałam na końcu korytarza i płakałam.
Doszła do mnie Elka K i zapytała,dlaczego płaczę..
Nic nie odpowiedziałam.
-Czy mam odejść?-zapytała
-Tak-odpowiedziałam.
Chciałam znależć kogoś bliskiego,ale ona się do tego nie nadaje.Wogóle nie ma tu nikogo takiego,kto by się nadawał na prawdziwego przyjaciela.Wszystkie tylko patrzą za chłopakami.
Hanka była dobra. Ale my nie nadawałyśmy się dla siebie.Teraz nawet się nie odzywamy.

Dziś dostałam od niej kartkę z życzeniami.
Haniu,tak bardzo bym chciała,,abyś była moją prawdziwą przyjaciółką.
Dlaczego tak się skończyła nasza przyjażń?

Tak mi szkoda tamtego czasu,gdy byłam w podstawówce.Było inaczej.A chciałam jak najprędzej iść do średniej szkoły.
A teraz?
Myślałam,że kogos znajdę tutaj.Wszystko na nic.
Dlaczego tak jest?
Tak mi żle.

Bogdan M pisze do mnie kartki z pozdrowieniami.Ja mu tez odpisuję na kartkach.Ciekawe ,czy odważy się napisać list.
On był najładniejszy z klasy w podstawówce.Tak osądziły dziewczyny.Ale mnie do niego nie ciągnie.Podoba mi się tylko WSz.

Zaczęłam pisać opowiadanie,,Miłość pod płaczącą wierzbą,,
Dziewczyny się rozczytały i podoba im się.
Chciałam napisać na wzór mnie i W.
Ale nic takiego nie wyszło.
Bohaterowie są jacyś tacy sztuczni.Nie wczuwam się w ich położenie,ale piszę tak,co mi przyjdzie do głowy.
Ma się skończyć tragicznie,lecz ja nie mam jeszcze obmyślonego końca.
A to takie  opowiadanie na zamówienie dziewczyn.
One chcą tragicznej miłości.
Ja piszę,ale to nie jest to,co chciałabym napisać.
Muszę kończyć,bo Elka wola mnie do spania.Śpimy dziś we dwie.

Dlaczego życie tak się układa?
Jaka ja będę w przyszłości,jakie będzie moje życie?
Zobaczymy.
Mam taki katar,chyba będę chora.
Nie mogę się doczekać świąt i Waldka.

12.XI.1975 rok

Już mam trzy dwoje ,w tym dwie 2+.
W piątek dostałam z polskiego,a tyle się uczyłam.
I nic z tego.
Zapytał mnie co innego ,no i ja zgłupiałam.
Może bym mu odpowiedziała,gdybym miała inny charakter,gdybym nie była sobą,ale cóż ,ja jak się zatnę ,to koniec.
W sobotę,na drugi dzień poprawiłam. Dostałam czwórkę
.Już mam dwie czwórki i 2+ z polskiego.
W poniedziałek dostałam z matmy z klasówki +2 ,a z odpowiedzi w ten sam dzień +3.
Mam -4,+3 i +2.
No i tamta dwója z gimnastyki.
Gdyby tak jeszcze coś takiego zaszło po tych dwójach,to chybabym sobie coś zrobiła.
Ja się siebie boję.
W poniedziałek wróciłam do pokoju z myślą,że coś sobie zrobię.
I gdyby nie było dziewczyn,to nie wiem,czy bym to pisała teraz.
Boże ,jaka ja jestem nieszczęśliwa!

W domu nic nie wiedzą o tych dwójach,tylko o jednej z w-fu.
W pokoiku też.
Chrzestny ma przyjechać około 15 zobaczyć,jak się uczę.Nie,wiem,co to będzie,gdy sobie o tym pomyślę...
Ale staram się nie myśleć,staram się być taka,jak gdyby nic się nie stało.
Ale dlaczego ja taka jestem?
Inni,nawet ci najlepsi mają więcej dwój i jakoś nic sobie z tego nie robią.A ja?
A może oni też tak samo odczuwają,tylko udają,żen nic się nie stało.
Może oni też są tacy,jak ja?

Trudno jest rozszyfrować człowieka.
Jak to będzie,jak ja się pokażę w domu z tymi dwójami.
2 z polskiego,2 z matmy,najważniejsze przedmioty...
Po co ja przyszłam do tej szkoły.

Wczoraj na długiej przerwie byłam na mieście z Joaśką.
Widziałam WSz i Jurka G.
Z daleka.
Oni wyszli ze sklepu,przy sklepie stał samochód,tak,że ich zasłonił.
Pociągnęłam Joaśkę i  przeszłyśmy po drugiej stronie samochodu.
Nie chciałam się z nimi spotkać.
Był wiatr,lekki mróz ,a ja na pewno  nieładnie wyglądałam,toteż nie chciałam się z nimi spotkać.
Wystarczyło mi,że go zobaczyłam z daleka.
Jestem taka zakochana w nim .Czy ja mu się podobam?
On taki przystojny.
On się uczy w szkole rolniczej.
Dopiero niedawno dowiedziałam się,że jego szkoła jest za murem mojego ogólniaka.I on się tam uczy.
 Ta jego szkoła to taka stara buda.Ale do tej pory go nie widziałam .Nawet koło szkoły.
On chodzi na ósmą rano ,a ja po południu.
Jesteśmy odgrodzeni tylko niewielkim murkiem.
Po jednej stronie muru ja się uczę,po drugiej on.

Nie mogę się doczekać,kiedy pojedziemy do domu.

W tym tygodniu mają być w szkole badania ogólne.
 Podobno będziemy się rozbierać do naga.Ja się chyba nie rozbiorę.Będę się strasznie wstydzić.I to jeszcze podobno mężczyzna ma nas badać.
Już bym chciała,żeby było po wszystkim.
Naprawdę ten tydzień i tamta sobota-to męka i kara.
Dwójki,badania...
Boże ,po co ja przyszłam do tej szkoły.
Chociaż mówią,że mam pozytywne stopnie.
Ale gdyby tych dwój nie było.

Dlaczego  szczęście,droga do szczęścia jest taka trudna?
Jedni osiągają szybko to,co chcą.Inni męczą się,starają,a w końcu nic im nie wychodzi.

Wczoraj był pierwszy śnieg.
Ciągnęliśmy losy na Mikołaja.Ja wylosowałam Olkę G.
Nie wiadomo,co jej kupić.Najlepiej kupię jej jakąś maskotkę.
W piątek jadę do B,to tam coś wybiorę.

Wyszłam po lekcjach,śnieg jeszcze padał..
Było takie jakieś miłe,zdrowe  powietrze.
Czułam się  jakaś taka  szczęśliwa .
Ten śnieg-pierwszy śnieg przypomniał mi choinkę,Mikołaja,imieniny,dom,ferie zimowe.
Naprawdę,nie mogę tego opisać,tego uczucia,jakie wywołał ten pierwszy śnieg.
Mogłam stać i patrzeć,jak lecą gwiazdki z nieba.

Tak samo będzie,gdy pojawią się pierwsze kwiaty,pierwsze pąki na drzewach,pierwsze opadające liście...
Tak się zdarza co rok,to takie zwyczajne,a jednak inne.
Chociaż co roku jest to samo,to jednak moje odczucia się nie zmieniają.
Co za czary ma ta przyroda w sobie,że potrafi ludzi tak uszczęśliwiać.