czwartek, 23 kwietnia 2015

29.XII,1976 r

Już po świętach.
Właściwie wcale ich nie odczułam.
Co roku się tak cieszyłam na święta,nie mogłam się ich doczekać,a w tym roku nawet nie wiedziałam,kiedy są.
Zapomniałam całkiem o nich,nie wiedziałam,kiedy są,nie liczyłam dni,godzin.
Przyszły szybko,jeszcze szybciej minęły.
I znów szkoła.Mam jej dość.Ciągle ten strach przed dwóją.Przedtem to chodziłam trochę chętniej,ale tylko dlatego,że po lekcjach spotkałam Stacha albo Janka.Jakże ja go kochałam.Wiem,że tak było,wiem,że to była miłość.
Pytałam się Hanki(dawnej przyjaciółki),gdy byłyśmy razem w Busku,jak to się czuje,jak się jest w kimś zakochanym.Ona mówi,że jest zakochana w takim chłopaku.Gdy tylko widzi gdzieś taką kurtkę,jak on ma,albo kogoś podobnego,to zaraz serce jej mocniej bije i czuje wielką radość.
Przecież ze mną tak samo było.
A teraz?Teraz ,gdy go widzę,to sobie dziwię,jak mogłam w takim kimś się zakochać.
Ta wielka miłość,tak naprawdę minęła mi wtedy,gdy jechaliśmy tym samym autobusem,blisko siebie i usłyszałam ,jak on mówi do kolegi.Tak,jak każdy inny chłopak,po wiejsku i w ogóle głos ma nie taki znów piękny.
On mnie nie widział,gdy już usiadł,to dopiero  mnie zauważył i wtedy przestał mówić.
Ani razu nie spojrzałam na niego.
Wtedy mi  minęło.To nie był ten chłopak.To chyba wina tego,że za bardzo go sobie wyidealizowałam.
Dzisiaj go widziałam,gdy stałam na przystanku.On szedł drogą ,a ja patrzyłam przez szybę.Widział mnie i patrzył się.
Ja też się patrzyłam,ale tylko dlatego,by znależć w nim to,co mi się tak kiedyś podobało.
Nie znalazłam.
Zwątpiłam w siebie.
Czy ja się nigdy nie zakocham w takim chłopaku,jaki jest, a nie w takim,jakiego ja wzbogaciłam?
I Stach przestał mi się już podobać.Ale jeszcze czekam,patrzę na nich,bo nie mam na kogo innego.A muszę na kogoś czekać i patrzeć,czy on mi nie odwzajemnia spojrzeń,co jest proste,bo przecież ,gdy on zauważy,że mu się przyglądam,to chociażby z ciekawości spojrzy na mnie.
Ja też tak niekiedy robię,gdy zauważę,że ktoś mi się przygląda.
Szukam ideału.
To jest podobno charakterystyczne dla dziewcząt w moim wieku.
Nie chcę tego,a jednak przekonałam się,że tego nie da się uniknąć.
Przykład-Janek.
Gdy go znałam tylko z widzenia,byłam zakochana.A teraz bardziej go poznałam, słyszałam jego głos,słowa-moja miłość uleciała.
Zakochałam się w maju.Teraz jest grudzień.Właściwie odkochałam się już w listopadzie.
Czy tak krótko trwa miłość?Czy ja nie jestem zdolna do wielkiego,trwałego uczucia?
 Co mam zrobić?Czekać chyba.Tylko to mi pozostaje.

W piątek idę na Sylwestra.Może tam kogoś poznam.A jeżeli nie ,to znów będę czekać,aż przyjdzie ten wielki ,wymarzony-IDEALNY.

Ulegam wpływom otoczenia.Byłam pierwszy raz na wagarach.Czy w zeszłym roku czy wcześniej przyszło by mi coś takiego na myśl,czy odważyłabym się?
Nie.A teraz stałam się całkiem inna.Opuszczam lekcje(tylko pierwsze godziny,usprawiedliwia autobus,nie zabrał,opóżnił,chociaż nie zawsze tak robię).Może gdybym mieszkała w internacie,tobym nie robiła tak,bo by nie było usprawiedliwienia.Ale w tych sprzyjających warunkach,mając wzory w klasie,szkole nie można się oprzeć pokusie.
Co ze mnie wyrośnie.Wielkie NIC.Chcę być kosmetyczką lub nauczycielką.Nauczycielka odpada,no bo studia,a ja się na studia nigdy nie dostanę.Powód?
Brak pieniędzy.znajomości(bliższych),no i moja ograniczona wiedza i brak wybitnych zdolności,nieśmiałość.
A kosmetyczką to powinnam zostać,bo tylko pomaturalna.
Chciałabym siebie widzieć w wieku 30 lat.

czwartek, 9 kwietnia 2015

18 XI.1976 r

Tak długo już nie pisałam.
Ale tak jakoś codziennie mi schodziło.Jeżeli miałam trochę czasu,to mi się nie chciało,bo byłam zmęczona.
A tyle się wydarzyło.
O swoich miłościach nie będę pisać dużo,bo mimo wszystko chyba się jeszcze nie zakochałam tak naprawdę.
O Janku napiszę trochę.
Byłam z Joaśką na zabawie,bo ona przyjechała do mnie.Janek był pijany.Trochę.Ale gdy go zobaczyłam pijanego,jak zaczepia chłopaków,nie dziewczyny,to nagle mi minęła ta wielka miłość.Chociaż pod koniec zabawy znów powróciła, zaczęłam go tłumaczyć.Jemu się to bardzo rzadko zdarza,płakał,tańczył z nami,poprosił mnie do tańca.Ale  znów ,gdy położyłam się spać ,to przestałam o nim myśleć

,,Zakochałam ,, się w innym ,czarnuchu,,.
Nazywa się Staś.Jest z Z.
Jego hobby to gołębie.Chodził z Joaśką do podstawówki.Wiem,że ,,ja mu wpadłam w oko,,jak to sam określił.
Gdy się do mnie zwracał,to z takim jakimś zmieszaniem,zażenowanie,inaczej niż do innych.Ale on jest naprawdę śliczny.
Chodzi do Technikum Mechanicznego w P.Jest w moim wieku.Tylko trochę mógłby być wyższy.Nie jestem pewna,ale jest chyba tego wzrostu,co ja.Piszę,,nie wiem na pewno,,bo gdy stoimy obok siebie,to nie przyjdzie mi jakoś na myśl,aby zobaczyć,jak to jest z tym wzrostem.Ale to nie ważne.
On się tak ślicznie śmieje,pięknie śpiewa,gra na akordeonie,nie pali,nie pije.czyż nie wspaniały?Tęsknię,chciałabym go codziennie widzieć,widzieć jego uśmiech przeznaczony dla mnie.

Dzisiaj miałam dziwny przypadek.
Joaśka mnie zawsze odprowadza na przystanek po szkole.No i jak zwykle dzisiaj siedziałyśmy na przystanku i wyglądałyśmy przez okno.Patrzyłam,czy nie idzie Staś.A tu nagle podchodzi trzech chłopaków.Stoją chwilę za nami.Nie zwracałam na nich uwagi.
W pewnej chwili słyszę,że któryś z nich mówi o Sadku.I o Ance S.Znam ja ,odwróciłam się,kto to o niej mówi.Jacyś nieznajomi chłopcy.No to nic.Patrzę dalej na ludzi i szukam St.G.W pewnej chwili dobiegły do mnie słowa,,ty blondynko,,
Pytają mnie ,czy nie znam tego adresu,tej dziewczyny i czy mieszkam w K.Mówię,że tak,ze Anka to moja koleżanka i patrzę dalej przez okno.Ale już bardziej z Joaśką uważamy na to ,co się dzieje za nami. Tzn słuchamy uważniej.
Oni mówą najpierw między sobą moje imię.,potem pierwszą literę nazwiska i mój adres.Ja nic.Joaśka się śmieje.Ja dalej siedzę  i patrzę ,jak gdyby nic.Oni mówią,że nazwisko trzeba napisać alfabetem Morse,a.No i mówią kolejne litery mojego nazwiska i adresu .No ,to już mnie coraz bardziej zdumiewa,ale nie reaguję.Jeden z nich podsuwa mi kartkę z moim  imieniem , nazwiskiem i adresem i pyta,czy znam tę osobę.Ja mówię,że nie.
-Naprawdę-i odwracam się od nich.
-Jeżeli ona nią jest,to może nie znać takiej osoby-tłumaczy jeden i -prawda?-zwraca się do mnie.
Ja nic nie odpowiadam.No ,bo już całkiem zgłupiałam.Nieznane chłopaki nagle mówią moje imię i nazwisko,mój adres,gdzie mieszkam.Czy to nie dziwne?
Koło nas zwolniły się miejsca i oni usiedli.Ja już miałam dość tych niespodzianek,gdy mi jeszcze powiedzieli,o której mam autobus,wstałam i poszłyśmy z Aśką na drugą stronę.
Autobus podszedł i pojechałam.
Oni pojechali w całkiem inną stronę.
Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz.

Wystarczy już o sobie.
Teraz najważniejsze.
W niedziele Joaśka się topiła.Poszła nad rzekę,napisała przedtem list pożegnalny do mnie i poszła się utopić z miłości do mojego brata.Oni już dawno nie chodzą.A ona twierdzi ,że go kocha.Mnie się wydaje,że ona sobie to tylko wmówiła,znam ją,chce pokazać ,ze przeżywa to strasznie,ze jej miłość jest nieszczęśliwa,żeby kiedyś mówiono o niej,pisano,postanowiła się utopić.
Mówiła, mi ,że związała sobie nogi bandażem elastycznym i skoczyła w wiry rzeki.Ale rzeka zamiast ją wciągnąć ,wyrzucała do góry.No i Aśka umiejąc pływać ,musiała próbować różnymi stylami wypłynąć.
Przemoczona wyszła na brzeg i zobaczyła ojca.Matka znalazła tą kartkę i ojciec poszedł jej szukać wzdłuż brzegu rzeki.
Wtedy J skryła się w krzaki ,a potem ruszyła przed siebie i doszła do lasów w M.
Tu na szosie spotkała sąsiada-syna jej sąsiadki,który jechał samochodem.Stanął,wziął jej kurtkę(bo w kurtce i ubraniu się topiła),dał słowo honoru,że nikomu nie powie i przywiózł ją do domu.
Na drugi dzień jej matka czekała na mnie,gdy szłam do szkoły(spóżniłam się,bo autobusy się nie zatrzymywały i Aśka poszła do szkoły sama).
Powiedziała,że po lekcjach będzie czekać na przystanku na mnie i pokaże mi ten list pożegnalny i opowie.A Joaśki żebym się jakoś pozbyła.
Tak też się stało.
Przeczytałam ten list,jej matka mi się wyżaliła.
Naprawdę ,bardzo mi jej żal.
Ona mając 12 lat zaczęła zarabiać na siebie i siostrę,bo matka uciekła z domu z młodszymi dziećmi,gdy Niemcy przyszli do wsi.Sama żyła z siostrą młodszą w domu.
Pomagała partyzantom.
Pierwsze dziecko jej umarło,drugie jest kalekie,pozostała jej Aśka i jej siostra.Chce dla nich ,jak najlepiej.Daje im pieniądze na wszystko.Kupuje różne rzeczy,na książeczkę mieszkaniową daje i w ogóle.
Joaśka ma przewspaniałe warunki.Jej matka chce ,żeby jej dzieciom było lepiej i to jej się udaje.Ale J tego nie rozumie.Zbytek przewrócił jej w głowie.Gdyby miała tak ,jak ja ,to myślę,że z ubzduranej nieszczęśliwej miłości nie poszła by się topić,chociażby przez wzgląd na matkę.Ona by chyba umarła,bo chora na serce.Ale J widocznie o tym nie pomyślała.
Gdy jej matka rozmawiała o tym ze mną ,to naprawdę,nie mogłam patrzeć na jej łzy i żal.Byłam tak strasznie zła na Joaśkę ,co odbiłam to na drugi dzień na niej.
Ona się zaczęła chwalić tym swoim występkiem,zaczęła opowiadać ze śmiechem.Uciszyłam ją kilkoma słowami,tak,że już nie wracała do tego.Dałam jej do zrozumienia,że wcale nie uważam tego za przygodę,bohaterstwo,ale za zwykłe tchórzostwo.Odnosiłam się do niej w ten dzień,jak do kogoś gorszego.Myślę,ze wypędziłam jej z głowy myśli na temat swojego,,bohaterstwa,,.

W poniedziałek mój brat pojechał rano do szkoły i nie wrócił.Na wieczór przyjechali do nas rodzice Wojtka Z,z którym J uciekł i pytali,czy my coś o tym nie wiemy,czy ich tu nie ma,bo w szkole obydwaj nie byli, no i dotychczas ich nie ma.
Matka też cała się trzęsie,ojciec trochę bardziej opanowany.Mamunia,jak się o tym dowiedziała,że ich nigdzie nie ma,(bo miała nadzieję,że jeszcze przyjedzie),to już nie mogłam patrzeć na nią.Nie mogła mówić,drżała.Tatuń do tego jeszcze przyszedł pijany i zaczął filozofować.
Ta noc nie była do spania.We wtorek dali zgłoszenie do milicji.Minął dzień-ich nie ma.
Środa-przychodzę ze szkoły-J jest.
Nie będę pisać wszystkiego.Powiem tylko,ze J skłamał mamunię ,mówiąc,że byli tylko w Kielcach.Tatuń przyjechał z P i mówi,że Wojtek się przyznał w domu,jak to było.
J ukradł z domu 500 zł.Dojechali do Poznania,brakło pieniędzy,słabo mu się zrobiło,bo nie mieli za co jeść,no i wrócili do domu.Mieli zamiar jechać nad morze i tam znależć pracę.

Kogo winić za to wszystko?
Atmosferę panującą w domu,tatunia,brak zrozumienia wzajemnego,no i chyba tylko to.
Gdyby był  inny dom,inny ojciec,prawdziwy ojciec,nie pijany,mądry,rozumny,nie było by ucieczek,kradzieży,ciągłych spięć i kłótni.
Ja też często myślę o ucieczce z domu i gdyby nie mamunia,to....