poniedziałek, 30 maja 2016

2 maja 1977r

Wczoraj było strasznie.
Tatuń na wieczór przyszedł pijany z 1 Maja. Była u nas ciotka N i W.
W. zaczął z nim rozmawiać o ziemi,że jej ubywa co roku itd.w końcu doszło do tego,że tatuń ni z z tego ni z owego krzyknął do W-wynoś się stąd! Cóż miał chłop robić?Wyszedł.A on trochę spokojnie posiedział.
Wszyscy milczymy.No bo tak się zachować.
A on powoli przysunął do siebie mój zeszyt do historii (notatki) i książkę do historii.
Nagle ,jak nią nie rzuci o ziemię. Aż kartki frunęły,zeszyt był już trochę stary,parę kartek było lużnych i gdy go rzucił,wszystko się porozlatywało. 
Muszę wszystkie notatki od początku roku przepisywać,bo to mi będzie potrzebne przy powtórce do matury.
Potem złapał  lusterko,rzucił o ziemię ,roztrzaskało się..Więcej już nic nie było na stole.
Ja uciekłam na ogród.Za chwilę usłyszałam krzyki mamuni,ciotki,nie mogłam słuchać,pobiegłam do nowego chlewa,ale i tam było słychać,pobiegłam dalej w pola.
Nie mogłam powstrzymać płaczu.Ryczałam na głos.Dobrze,że nikt mnie nie widział.
Gdy byłam na dole,usłyszałam,że ktoś mnie woła.To szła Ania z Jolką od N.
Wytarłam oczy i skierowałam się w stronę domu
Gdy byłam na górze(pola) zobaczyłam babcię na podwórku.Zawołała mnie.Pobiegłam.Miała pretensje ,że nie trzymam jego.A ja nie mogłam.Nie mogłam.wszystko mi było jedno,co się stanie,ale nie mogłam tego słuchać.Babcia zaczęła gadać,więc poszłam do domu.Mamunia była w sieni i go trzymała  za ręce, a on się wyrywał mamuni i chciał uciekać ,czy coś robić.
Mamunia krzyczała,prosiła,żeby się uspokoił ,a on się wyrywał i krzyczał,żeby go puściła,bo dostanie w mordę.I takie podobne rzeczy.Ja go złapałam za drugą rękę i też trzymałam.Ale czułam,że nie utrzymam długo.
Mamunia go prosiła,mówiła pieszczotliwie(!) i nawet go pocałowała w rękę dwa razy.Krzyknęła-Mamuniu!-spojrzała na mnie tylko.
Zobaczyłam to i już nie mogłam,wybuchnęłam płaczem i uciekłam.
Ania już przyszła,A ja uciekłam w pola.Biegłam i płakałam.nie wiedziałam,gdzie mam iść.Tak bardzo mi było potrzeba kogoś,kogoś bliskiego,komu mogłabym się zwierzyć,wypłakać,kto by mnie zrozumiał.Biegłam w kierunku ciotki.Zobaczyłam,że babcia idzie za mną.Kucnęłam na koniczynie,ale i tu słyszałam krzyki.
Pobiegłam dalej.Chciałam iść do pani W.Ale nigdzie nie poszłam.Skręciłam do wąwozu,tam zostałam i beczałam.
Babcia poszła do ciotki albo do wujka Heńka.Wyszłam stamtąd i poszłam prosto drogą,skręciłam na dodatek.Poszłam prosto.Słyszałam i tu krzyki.Nie mogłam.Szłam i szłam,nie mogłam się powstrzymać od płaczu.
Pisałam w myślach list do Warszawy,do ,,Na przełaj,,
Skarżyłam się na niego.Nie mogłam zrozumieć,jak ona mogła go pocałować w rękę,za to ,że on ją tak znieważa.Jak mogła.Czułam,że nienawidzę mamuni za to.Jak ona mogła tak się poniżyć.przecież już nie jest w nim zakochana,bo z tego ,co wynika z jej opowieści,nigdy nie była w nim zakochana.Więc dlaczego.Dlaczego się nie rozwiodła do tej pory.
Ileż on jej nadokuczał.
Zaraz po ślubie uciekł do kopalni.Ożenił się tylko dla majątku,bo był biedny jak mysz kościelna i udawał dobrego.Zamydlił oczy dziadzi i ożenił się z mamunią.A ona tak pozwalała sobą pomiatać przez tyle lat.Przecież on ją ma za nic,a niewolnicę.Wogóle nie liczy się z jej zdaniem.A ona go całowała w ręce.Jak ja nienawidziłam.
Nawet teraz ,gdy to piszę,czuję jakiś wstręt,nie mogę jej zrozumieć.
Czemu ona się tak poniża.
Biegłam,szłam,płakałam.
Już było ciemno,doszłam w pola do Nowej Wsi.Byłam w bluzce z krótkim rękawem i w spódnicy.Było trochę zimno.Poczułam je i się wróciłam,Chciałam spotkać kogoś,komu mogłabym powiedzieć.Wyobrażałam sobie tę osobę,skarżyłam jej się w myślach.Chodziłam tak ze dwie godziny.Przyszłam do domu ,było ciemno.Nie było światła.
Już był spokój.Mamunia była z nim w drugim domu.Przyszłam do tego domu.
Byłam zła,bolały mnie oczy.Troszeczkę w polu zamknęłam je ,bo nie mogłam patrzeć.Kucnęłam i tak zwinięta w kłębek udawałam ,że śpię,ale bałam się,żeby mnie kto nie widział taką i musiałam iść dalej.
Przed snem jeszcze pokłóciłam się z babcią.Denerwowało mnie jej lamentowanie.Nie mogłam słuchać.
Nie mogłam zasnąć w nocy.Jeszcze obudziłam się,gdy przyszłam mamunia z nim do tego domu.I już nie mogłam usnąć.Bolała mnie głowa,przewracałam się z boku na bok.
Rano obudziłam się ,jak rozbita.Oczy zaklejone,głowa pęka.Poszłam do szkoły bez śniadania.Nie pierwszy raz zresztą.Poszłam do Joaśki i poszłyśmy na wagary.
J oczywiście nie wie o tym,co się stało.Nic jej prawie nie mówię,o tym,co się u nas dzieje.
Ale często jestem zła na nią,może z zazdrości,gdy ona się chwali,że ojciec jej dał tyle i tyle forsy,że jest przodownikiem pracy,że chodzą codziennie na spacery z matką.Zaczynam jej wtedy nienawidzieć.Dziś powiedziała,że nie idę do szkoły,to ona też nie idzie.
Gdybym ja miała takich rodziców ,jak ona,gdyby tak o mnie dbali,czy nie jestem głodna,czy mi czegoś nie potrzeba,to miałabym wielkie wyrzuty sumienia ,gdybym poszła na wagary.
Jutro też nie pójdę do szkoły.I pojutrze też.Nie mogę się uczyć.A już mam w tym okresie 5 dwój.Nie chce mi się nic,ani  robić,ani uczyć ,ani żyć.Po co ,dla kogo.Zawsze jest mało i mało dla niego.Lubię robić coś,pracować,ale gdy wiem,że robię to dla jakiegoś celu.,że coś z tego będę miała ja lub ktoś.Że ta osoba będzie zadowolona z mojej pracy.Ale pracować i jeszcze otrzymywać naganę to ponad moje siły.
Dzisiaj przyszłam ze szkoły,kazał mi naciągnąć wody ze studni do wanienki.Powiedziałam,że nie.
-Żebym nie musiał krzyczeć-powiedział.
-Jużeś  się wczoraj nakrzyczał to możesz i dzisiaj.-odpowiedziałam mu.
Coś tam mówił,ale ja odeszłam.
Potem,gdy mi powtórzył,co mam zrobić,powiedziałam,że muszę przepisywać zeszyt,co mi wczoraj potargał.
Nie będę robiła nic,choćby mnie zabił,to niech zabije,przynajmniej wszyscy się dowiedzą,jaki z niego ojciec,a on będzie siedział  jako morderca.Nic nie będę robić.
Za kilka dni ludzie będą wiedzieć ,co się u nas działo,bo sąsiedzi wszystko słyszeli.
Boże kochany,co za przeklęty dom.
Na 1 Maja widziałam,jak po pochodzie mała dziewczynka przyleciała do matki.
-Już po pochodzie ,mamuńko.Idziemy do domu-powiedziała.
-Nie zgrzałaś się? Dać ci pić?-i matka wyjmuje z torebki polo-coktę,daje jej pić i idą szczęśliwe do domu.
Jakże im zazdrościłam.Ja nigdy tak nie miałam,nigdy nie byłam tak szczera wobec matki,jak ta dziewczynka.Zawsze musiałam siebie wystawiać ponad innych,bo mamuni sprawiało to przyjemność-jedyną ,jaką mogła mieć w życiu.
Ona zawsze chciała nas widzieć nieprzeciętnymi,a przecież ja jestem najzwyklejszą dziewczyną.
Mamunia chce,żebym była kimś w życiu,żeby mogła się tym szczycić,ale nie wzięła pod uwagę moich możliwości.W podstawówce byłam najlepszą-wg nauczycieli i ludzi-nie wg mojej opinii-mamunia do tego się przyzwyczaiła i nie może pogodzić się z myślą,że może być inaczej.
Ja wcale nie byłam najlepsza.Że byłam grzeczna,cicha,każdemu mówiłam,,dzień dobry,,uśmiechałam się,nie odszczekiwałam się-to zasłynęłam ,jako dobre dziecko i mądre.
A że miałam i troszeczkę rozumu i może zdolności (bo każdy ma zdolności do czegoś),do tego trochę mądrości,do mojej opinii doszło więcej.
Lubiłam polski,zawsze go lubiłam,panie mnie lubiły-to byłam wzorowa.
Gdybym miała inny charakter i te same zdolności,nie wiem,czy bym miała taką samą opinię.
Muszę zrobić coś z sobą.Nauczę się palić,pić(próbowałam wino i koniak,to jest obrzydliwość),chodzić na wagary i nie  przejmować się rodziną.Nie wiem,czy mi się to uda,bo już kilkakrotnie próbowałam,do dziś nie umiem palić,nie miałam w ustach papierosa.
Dziś jadłam bułkę z masłem i dżemem,którą Joaśka przyniosła dla siebie i dla mnie ,jako drugie śniadanie.Kilka lodów,polo-cokta,woda i talerz rosołu fabrycznego,to moje dzisiejsze pożywienie.I nikt się nie zapyta,czy nie jestem głodna,czy coś jadłam.Przecież wiedzą,ze nie jadłam śniadania i w domu tylko ten rosołek.Nic to  nikogo nie obchodzi.
Mamuni nigdy nie daruję tego,że go pocałowała 2 razy w rękę,gdy on mówił,żeby odeszła od niego,bo jej da w pysk.Jak mogła.Czy ona już jest tak nic nie warta.Jak człowiek sztucznie nastawiony na to,że gdy go poniewierają.on im dziękuje z całego serca..
Po co ona go zatrzymywała.Niechby robił ,co chciał.Niech by palił dom,walił wszystko,niechby się topił ,wściekał.Nie mogę jej zrozumieć.Po tym ,co się zdarzyło,mam coraz mniej szacunku dla niej,jego nienawidzę,babcia mnie denerwuje swoim lamentem.
To nie jest świat dla mnie.
Gdybym wczoraj miała trochę forsy przy sobie,ciepłe ubranie-nie wróciłabym do domu.
Jak ona mogła to zrobić?

wtorek, 17 maja 2016

17.II.1977r-ferie

Czy naprawdę jestem atrakcyjna?
Po dzisiejszym dniu gotowa jestem w to uwierzyć.(Nie na próżno śnił mi się koń)
Joaśka dzisiaj przyjechała do mnie,żeby się podzielić nowinami.Najpierw powiedziała mi,ze SG wypytywał się o mnie.Czy mam chłopaka,czy chodziłam już z kimś ,czy mam zamiar chodzić i tym podobne.Nie przywiązuje większej wagi do tego,bo wydaje mi się to niezbyt prawdopodobne.On ,taki nieśmiały chłopak(nie zawsze),chociaż...Zresztą ,J często lubi fantazjować,żeby było ciekawiej i atrakcyjniej.Toteż nie bardzo jej wierzę,chociaż dobrze by było gdyby to było prawdą i dobrze by było ,gdyby to nie było prawdą.Jakoś tak bardzo mi nie zależy.Myślałam,że jestem wreszcie zakochana ,a tu nie.Gdybym była zakochana,to chyba musiałabym ciągle myśleć o nim i jego mieć ciągle przed oczami.Ale tak nie jest.I nie widzę nikogo,w kim mogłabym się zakochać bez przymusu.
Druga wiadomość,to to,że J zakochała się w jakimś Januszu-19 lat,sportowcu , bardzo obiecującym.Gdzieś się zapoznali u J babci w Ł.Jest nim zachwycona i według jej mowy ,on w niej też.
Pojechałam z nią do P(mam miesięczny,to mogę jeżdzić bez przerwy).
Na ulicy,wchodząc do sklepu dyskutowałyśmy o polityce.Mianowicie ,co by było,gdyby Chiny zrzuciły bombę atomową na Amerykę albo na ZSSR,jak zareagowałyby na to państwa inne.
A zaczęło się od szukania róznic między socjalistami a komunistami.Chodziło nam o to,kim był premier Indii.Ale nie będę się o tym rozpisywać,bo dotąd politykę uważałam za rzecz najmniej godną uwagi, najmniej interesującą.J przekonała mnie,że tak nie jest.
Ją wciągnął do tego ojciec.Codziennie (prawie),rozmawiają na te tematy.A ja nie mam kogo pytać o te sprawy.Tatunia?
On jest ostatnią osobą.do której bym się zwróciła z zapytaniem.A mamunia to i tak się nie rozumie na polityce.Jeszcze ja jej muszę tłumaczyć różne rzeczy.
Wydaje mi się,że J mnie wciągnie do tego,jeżeli ona dobrze rozumuje to będzie dobrym nauczycielem,bo jej mogę o wszystko pytać,mogę jej mówić różne niedorzeczności i w ogóle mogę z nią rozmawiać bez końca.
Potem pojechałam do M do babki,odrobić za bluzkę,którą mi kupiła.Miałam jej nanosić buraków i ziemniaków na zapas,bo dziadek chory na raka i ona wszystko sama musi robić
.Przyszła Kryska na Matyska.
Zaraz przyszły tam chłopaki z jakimś interesem.Babka ich zaraz zaprzęgła do roboty, na co przystali z radością.Pobiłam się trochę z nimi śniegiem,Jurek W tak patrzył na mnie co chwila,jakbym była jakąś nieziemską istotą.Ani nie byłam brudna,ani nie było we mnie nic śmiesznego,więc chyba mu się spodobałam.Zwracają się do mnie mówił moje imię zdrobniale.To on kiedys ,chyba w 6 czy 7 klasie zapełniał moje myśli.ale nie teraz.Gdy odchodziłam,powiedział tak ciepło,,cześć,,
Przyszłam na przystanek, ale nie chciało mi się czekać na autobus,chociaż był za chwilę
Było tak ślicznie,słonecznie,więc nie warto było się dusić w autobusie.Poszłam na piechotę.kupiłam sobie ,Film,,i przeglądałam drogą .Co jakiś czas jakiś samochód przejeżdżał i czasem trąbił,ale każdy kierowca się oglądał za mną -chociaż gazetę odkładałam i szłam uważnie bokiem.Czyżbym się podobała?
Wyszłam na górę ,szłam wolno po boku jezdni i czytałam gazetę.Nadjechała taksówka z tyłu,ja szłam i czytałam,przede mną zatrzymała się.Siedział w niej chłopak za kierownicą -ładny i młody-z tyłu też ktoś ,ale nie zauważyłam ,co to za osoba.Myślałam,że pewnie chce zapytać o drogę albo ,gdzie ktoś mieszka.
Ale on poczekał ,aż doszłam ,wychylił głowę przez okno i zapytał,,Co tam ciekawego pisze?,,
Zatkało mnie.Nie spodziewałam się.
Ale to ,,zatkanie,,nie trwało długo i powiedziałam to,co mi nagle przyszło na myśl.-To moja sprawa-odwróciłam głowę na gazetę,udając ,ze czytam(ani jednego wyrazu nie przeczytałam).
Poszłam dalej omijając taksówkę.Doszły mnie słowa-Myślałem,że tam coś ciekawego pisze-ale takie ,jakby niezbyt pewne ,jak na początku,jakgdyby ten chłopak się komuś tłumaczył,Patrzył,ale ja już nie spojrzałam na wóz,,zatopiona w czytaniu,,.
Gdy odjechali ogarnął mnie straszny śmiech.Gdyby ktoś widział tę scenkę,to zaliczyłby mnie pewnie do klasy idiotek,bo tak ni z tego ni z owego wybuchnęłam śmiechem.Ale musiałam się powstrzymać ,bo nadjechał znowu jakiś samochód,którego kierowca znów się gapił.Już odjechał daleko i jeszcze trzymał głowę odwróconą w moim kierunku.Boże,przecież nie byłam naga!A może ja widziałam siebie ubraną-opatuloną w różowy szalik(w tym kolorze jest mi ładnie),w ciemno brązowej kurtce,teksasach i półbutach-jedynie głowa była zdana na łaskawość pogody,może znajdowałam się na jakimś obszarze,gdzie znika dla oczu ludzkich ubranie i zostaje tylko samo ciało i dlatego panowie byli tak zainteresowani-ale i to niemożliwe,bo ja widziałam wszystkich ubranych.
Może rzeczywiście jestem ładna?Ale jak to możliwe.Codziennie patrzę na swoje odbicie i nie widzę w sobie nic pięknego.Chociaż czasem sama sobie się podobam.Gdybym jednak była chłopcem ,to nie wiem ,jakbym patrzyła na taką dziewczynę ,jak ja.
Dzisiaj rano miałam wspaniały dziwno-bajeczny sen.Śnił mi się mój ślub z Wiaczesławem Tichonowem-Sztirlitzem filmowym.Szukaliśmy domu,gdy szliśmy drogą do naszego domu,za nami biegło coś w rodzaju świnio-owcy tzn była to duża świnia okryta kręconą wełną.Duża.
Potem(nie bardzo pamiętam ,jakim cudem),mój mąż był pięknym koniem,który chciał się za coś zemścić na mnie.Ja mieszkałam na dole w tym domku(był bardzo ładnie umeblowany),a on na górze.Wieczorem drżałam ,bo coś się miało zdarzyć,wpatrywałam się w drzwi,którymi ten straszny koń miał wejść.
Sen się skończył.Miał on w sobie coś z ,,dreszczowców,,,frankensztajna,,bo tak się bałam,jak w czasie oglądania tych filmów.Nie wiem,czy już się obudziłam,czy jeszcze spałam,gdy przyszło mi na myśl,że ten sen nosił nazwę,,Zemsta konia,,
Był on jednocześnie i piękny i straszny.Piękny był początek-jak szliśmy do domku,jak byliśmy w tym domu,jak pięknie biegał tu zrozpaczony(nie wiem czemu,czy ja go zdradziłam i dlatego stał się koniem ,czy z innego powodu,ale wiem,że był zrozpaczony,opuszczony ,straszny i piękny)koń po łąkach,przeskakiwał naszą rzeczkę w K,koło,,Każmirka,,.
Straszne były końcowe sceny,kiedy ja trzęsąc się ze strachu,stałam wpatrzona w drzwi,którymi miała wejść Zemsta Konia.
Wydaje mi się,ze sen ten był wynikiem tego,że oglądałam reportaż węgierski z pięknego wesela,pięknych planów państwa młodych dotyczących przyszłości ,pięknych scen i zakończenia ,które mówiło,że po 8 miesiącach wspólnego pożycia małżeństwo rozpadło się-przyczyna- niezgodność charakterów.
A tak było pięknie,takie plany,wesele bogate.
Wywarło to na mnie duże wrażenie.Nie mogłam się jakoś z tym pogodzić,ze coś tak pięknego zakończyło się tak żle.Oglądając to wesele,myślałam ,jacy oni będą szczęśliwi,zazdrościłam im.A tu masz babo placek.Jestem prawie pewna ,że ten sen śniłam pod wpływem tego filmu.Moim mężem był Tichonow-rosyjski aktor.Ten sen wybrał mi męża.Ładny,ale nigdy by mi coś takiego do głowy nie przyszło
Kończę,bo leci kryminał.Jest 8,30,czwartek,KOBRA.