czwartek, 26 listopada 2015

22,stycznia 1977r

Jestem ostatnią idiotką! Mam straszliwego pecha!
Wynikiem tego jest mój dzisiejszy samotny wieczór.A mogłam się świetnie bawić w P w zawodówce.
A to wszystko przez moje niezdecydowanie.
Miałam bilety  w ręce ,mogłam iść.Ale dowiedziałam się,że w K jest wieczorek,że tylko kilka dziewczyn idzie na dyskotekę choinkową do tej szkoły,no i załamałam się.Powiedziałam J,żebyśmy nie szły.Ona uległa moim słowom  i przy pierwszej okazji dała bilety innym dziewczynom,bilety,o które tak się starałyśmy zapewniając chłopaków ,że na pewno przyjdziemy na dyskotekę.
Na drugi dzień dowiedziałam się,ze Maryśka Sz jedzie do P na tę dyskotekę i zmieniłam zdanie.Jeżeli ona idzie,to czemu ja nie mogę iść?
Było już jednak pózno.Nie miałyśmy biletów.
Ale  miałam okazję mieć.
Krzysiek(chłopak Maryśki P z mojej klasy)chciał mi dać bilet,ale się nie zgodziłam.Chodziło mi o Maryśkę.I tak już mówią dziewczyny,że jej zabrałam chłopaka,chociaż ja nic nie robię,nawet mi do głowy nie przyszło,ale dziewczyny starały się to wmówić mi.
No i gdybym przyjęła te bilety,to przyznałabym się do tego,o co mnie posądzają.A ja wcale tego nie chcę.
Maryśka i tak chodziła smutna,bo Krzysiek nic jej nie wspomniał,aby szła z nim na tę dyskotekę.
A zresztą ,mogłam przyjąć.
Gdy już go poznałam, to tak od słowa do słowa okazało się ,że jesteśmy jakimiś dalekimi kuzynami.
Mogłam przyjąć,jako od kuzyna,ale gdyby on szedł z Maryśką.

Już nie jestem taka zła,jak wcześniej.
Wpłynął na mnie program dla młodzieży,,Kalejdoskop,,którego teraz nadają w telewizji.

Ale już nie pójdę do K dzisiaj,chociażby był ten wieczorek.
Mam w nosie wszystko.
Oni tam się bawią w P ,a ja muszę siedzieć.Będę miała nauczkę na przyszły raz
.Dzisiaj będę czytać ,,Trędowatą,,.Cudowna!!!,
Potem będę oglądała film.
Mamunia z tatuniem pójdą na choinkę do podstawówki.A  ja położę się jutro spać.Jest film o 22 od 18 lat.Będę oglądała na złość wszystkim.Niech się bawią,
St G też poszedł.On się będzie bawił,a ja będę oglądała film.On musi iść do domu ze 3km w nocy, a ja z pokoju do kuchni na łóżko.I tak wygrałam.
Jestem pewna ,że  mu się podobam.Zawsze się tak gapi na mnie,ze nie sposób pomyśleć,że jest inaczej.On też mi się podoba,ale już chyba nie na długo.Poznałam innego chłopaka ,Rajmunda.On jest śliczny.

W domu dobrze.
Mamunia uszyła sobie nową sukienkę na tę choinkę.Już się ostatnio nie kłócą.Mamunia trochę zaczyna dbać o siebie i zauważyłam,że tatuń też chyba przez to się zmienił.
Zobaczymy,jak będzie dalej.Jest dobrze,ale nie bardzo dobrze.Jednak jeszcze brakuje dużo,żeby atmosfera w domu zmieniła się na 5.
Zresztą nie od razu Kraków zbudowano.

Jednak poszłam.
Tatuń mnie wysłał po mamunie,żeby się przyszła ubierać na zabawę.
Poszłam i zostałam.I nie żałuję

środa, 18 listopada 2015

16.I.1977r

Czuję się samotna.
Brak mi czegoś czy kogoś.
Może ten wieczór byłby inny,gdyby tatuń nie musiał go popsuć.
Ja się uczyłam historii i głośnik mi grał głośno,bo ja się zawsze uczę przy głośniku.Tatuń gasił,bo on nienawidzi muzyki,nie zna się na niej,tak ,jak babcia czy mamunia.
Oni by tylko ludowych słuchali,a przecież te nie ludowe są takie śliczne.
Ja bym nie mogła żyć bez muzyki.A oni tylko wciąż -wyłącz i wyłącz,za głośno,nie ma w domu spokoju,tylko huczy ten głośnik i huczy.
Ja się nie mogę przystosować do tego domu..
No i gdy tatuń zgasił ten głośnik ,to ja chciałam z powrotem włączyć,a on mi nie pozwolił.
Powiedziałam,że jak on gada,to to ma mi nie przeszkadzać,to wtedy nie zwraca uwagi,na to,czy ja się mogę uczyć w takiej ,,ciszy,, czy nie, a jak głośnik mówi i pomaga mi ,to wtedy im przeszkadza.
Ale on krzyknął-NIE!,a ja wtedy zaczęłam się trząść z nerwów,zaraz łzy mi napłynęły do oczu i koniec z nauką.
Skrywałam to i nie wiem,czy mi się to udało czy nie,bo tatuń po jakichś 5 minutach włączył głośnik i poszedł do pokoju.
I po co to było.Żeby mnie zdenerwować.Ja się boję sama o siebie.Widzę,co się ze mną dzieje,byle co mnie drażni,nerwy straszne,to co będzie dalej?A to wszystko przez ojca.
Ileż ja razy błagałam Boga,żeby on umarł(oczywiście w nerwach),gdy przyszedł pijany albo nam dokuczał,wyobrażałam sobie życie bez niego,ale to tylko bujanie w obłokach.
Tak się potwornie czuję.Ani mi się nie chce uczyć ani nic.Gdybym miała swój pokoik,nikt się nie wtrącał,nie przeszkadzał-jakże bym się wspaniale uczyła i to z przyjemnością.
Czekam na coś,na jakąś zmianę w domu i w ogóle,co pozwoliło by mi na lepszą naukę,spokojne myśli,marzenia,możność skoncentrowania się na jednej myśli.
Zauważyłam,że u mnie jest strasznie z myśleniem.Nie umiem się skupić,myśli moje się rozpraszają ,jak jesienne liście podczas gwałtownego powiewu wiatru.
Ale to wina mojego domu.Kuchnia i pokój.W kuchni jestem ja ,brat,babcia,w pokoju tatuń,mamunia i siostra.W kuchni ja się uczę,gra radio,babcia z bratem się kłócą (z żartów),w pokoju chodzi telewizor,tatuń z mamunią rozmawiają,siostra głośno rozwiązuje zadania,co chwila pytając o coś tatunia.Ja ich co chwila uciszam.
I takiej sytuacji (a powtarzają się bardzo  często)ja mam się skupić i mam mieć chęć do nauki? Ciekawe czy ktoś byłby zdolny do tego.Oni uważają,że ja  mogę się  uczyć w takich warunkach  i mam mieć wzorowe stopnie.I chyba są pewni,że ode mnie dwójka odbija się,jak piłka od ściany.
Nigdy mi się nie zapytają,czy nie jestem głodna,czy mi nie potrzeba pieniędzy na jakieś wydatki.A przecież jeszcze potrzebuję opieki, miłości, pieszczoty,których nigdy nie doznałam od matki czy ojca,którzy nigdy na to nie mieli czasu.
Tak ,nie powiem,żeby się mamunia  nie opiekowała,troszczyła.Ale przecież to nie polega na tym,żeby dbać o ubranie swojej córki,żeby dowiedzieć się,z kim tańczyła na zabawie,kto ją pochwalił.Mamunia powinna to robić,ale nie po to ,żeby zaspokoić swoją ciekawość,ale żebym ja się czuła,że ktoś myśli o mnie i chce mi pomóc,razem ze mną przeżywał coś.A ja wiem,że mamunia  tylko to robi dla siebie,dla zaspokojenia swojej ciekawości,cieszą ją pochwały ludzi.
Wiem,że matkę cieszy,jak chwalą jej dzieci,ale ja jestem zła na ludzi,za ich pochwały,podziw.
Wszyscy z mojej wsi są tak pewni moich zdolności ,talentu,że nawet im się nie śniło,abym ja mogła być inna.A ja jestem.Nie jestem zdolna,nie jestem godna tych pochwał,które mnie  ,co prawda mobilizują do nauki,ale dopiero mobilizują,a nie oceniają fakt.
Ja już sama nie wiem,co chcę.Wiem tylko jedno,że nie chcę takiego życia,jakie mam.
Czy ja muszę wymyślać jakieś składki,czy nie jeść obiadów,tylko pieniądze dane mi na to przeznaczać na potrzebne mi drobiazgi?
Tatuń uważa,że gazeta lub książka to głupstwa, na które nie należy wydawać pieniędzy.A mamuni nie będę co chwilę mówiła,żeby mi dała 5 zł na gazetę czy co innego.Wstydziłabym się.Czułabym się,jak gdybym wyłudzała ciężko zarobione pieniądze na moje zachcianki.Przecież oni to powinni zrozumieć i dać mi parę złoty na miesiąc,żebym mogła nimi rozporządzać tak,aby mi starczyło na miesiąc.W ten sposób na pewno nauczyłabym się gospodarowania,co by było pożyteczne z pewnością w przyszłości.
Nie umiem planować ,oszczędzać.
Wczoraj byłam na choince w ogólniaku.Fajnie by było,gdyby nie to,że jakiś chłopak  uwziął się,żeby mnie całować po szyi,po twarzy.
Myślałam,że go zamorduje,dobrze,że chociaż było zgaszone światło.To nawet przyjemne,gdy chłopak całuje,ale wolałabym wiedzieć ,co to za chłopak.Co prawda mogłabym wiedzieć,bo chciał się zapoznać,ale ja powiedziałam-nie-sama nie wiem dlaczego.
Nie wiem,jak to się całuje w usta.Mogłam się nauczyć,jak mnie Stach odprowadzał kiedyś,ale ja robiłam wszystko,żeby do tego nie doszło.Tak jakoś dziwnie drżę,nie z własnej woli,gdy mnie chłopak obejmuje.Tak było z Andrzejem,Stachem,Markiem.Tańczyłam z takim chłopakiem,co mnie tak przycisnął do siebie,że nie mogłam tańczyć ani się poruszyć.
Co te chłopaki widzą w tym przyciskaniu dziewczyn,przecież lepiej się tańczy,gdy nie jest się tak bardzo przyciśniętym do drugiej osoby.
Pod koniec nie tańczyłam,trochę się zmęczyłam tańcem,trochę chciałam posłuchać piosenki i usiadłam na ławce.Odmawiałam każdemu,kto mnie zaprosił do tańca,ale pod koniec podszedł do mnie taki chłopak prosząc do tańca.Ja mówię,ze jestem zmęczona,on usiadł koło mnie i wtedy podszedł do mnie inny chłopak,złapał mnie za rękę,do tamtego się zwrócił i powiedział-nie-.
Mnie poprosił ,ja powiedziałam,to samo ,co innym,że jestem zmęczona  a on mnie pociągnął na środek.
Powiedział ,przepraszam,ale nie lubię,gdy mi ktoś odmawia i zaczęliśmy tańczyć.Wtedy zaczęłam coś czuć do tego chłopaka.Ładny był,podobał mi się,nie przyciskał mnie do siebie ,tak ,jak inni,ale tak tylko blisko siebie tańczyliśmy.Bez słowa.Skończył się kawałek.-Przepraszam-powiedział.Wtedy zapowiedziano koniec zabawy.
Co za pech! 
Odeszłam od niego i szybko wyszłyśmy z Joaśką.Ubrałyśmy się i uciekłyśmy,bo takie chłopaki z zawodówki chcieli nas odprowadzać.A my nie chciałyśmy.Nie podobali mi się i J chyba też nie.Ale oni i tak przyszli pod okno,jak już spałyśmy.Matka J mówiła,że ich widziała.
Chciałabym spotkać jeszcze tego chłopaka,poznać.On mi się podoba.Może go spotkam na choince w zawodówce.Jeszcze tydzień do niej.
A w tym tygodniu,klasówka z historii,powtórzenie z biologii i tyle lekcji.

czwartek, 23 kwietnia 2015

29.XII,1976 r

Już po świętach.
Właściwie wcale ich nie odczułam.
Co roku się tak cieszyłam na święta,nie mogłam się ich doczekać,a w tym roku nawet nie wiedziałam,kiedy są.
Zapomniałam całkiem o nich,nie wiedziałam,kiedy są,nie liczyłam dni,godzin.
Przyszły szybko,jeszcze szybciej minęły.
I znów szkoła.Mam jej dość.Ciągle ten strach przed dwóją.Przedtem to chodziłam trochę chętniej,ale tylko dlatego,że po lekcjach spotkałam Stacha albo Janka.Jakże ja go kochałam.Wiem,że tak było,wiem,że to była miłość.
Pytałam się Hanki(dawnej przyjaciółki),gdy byłyśmy razem w Busku,jak to się czuje,jak się jest w kimś zakochanym.Ona mówi,że jest zakochana w takim chłopaku.Gdy tylko widzi gdzieś taką kurtkę,jak on ma,albo kogoś podobnego,to zaraz serce jej mocniej bije i czuje wielką radość.
Przecież ze mną tak samo było.
A teraz?Teraz ,gdy go widzę,to sobie dziwię,jak mogłam w takim kimś się zakochać.
Ta wielka miłość,tak naprawdę minęła mi wtedy,gdy jechaliśmy tym samym autobusem,blisko siebie i usłyszałam ,jak on mówi do kolegi.Tak,jak każdy inny chłopak,po wiejsku i w ogóle głos ma nie taki znów piękny.
On mnie nie widział,gdy już usiadł,to dopiero  mnie zauważył i wtedy przestał mówić.
Ani razu nie spojrzałam na niego.
Wtedy mi  minęło.To nie był ten chłopak.To chyba wina tego,że za bardzo go sobie wyidealizowałam.
Dzisiaj go widziałam,gdy stałam na przystanku.On szedł drogą ,a ja patrzyłam przez szybę.Widział mnie i patrzył się.
Ja też się patrzyłam,ale tylko dlatego,by znależć w nim to,co mi się tak kiedyś podobało.
Nie znalazłam.
Zwątpiłam w siebie.
Czy ja się nigdy nie zakocham w takim chłopaku,jaki jest, a nie w takim,jakiego ja wzbogaciłam?
I Stach przestał mi się już podobać.Ale jeszcze czekam,patrzę na nich,bo nie mam na kogo innego.A muszę na kogoś czekać i patrzeć,czy on mi nie odwzajemnia spojrzeń,co jest proste,bo przecież ,gdy on zauważy,że mu się przyglądam,to chociażby z ciekawości spojrzy na mnie.
Ja też tak niekiedy robię,gdy zauważę,że ktoś mi się przygląda.
Szukam ideału.
To jest podobno charakterystyczne dla dziewcząt w moim wieku.
Nie chcę tego,a jednak przekonałam się,że tego nie da się uniknąć.
Przykład-Janek.
Gdy go znałam tylko z widzenia,byłam zakochana.A teraz bardziej go poznałam, słyszałam jego głos,słowa-moja miłość uleciała.
Zakochałam się w maju.Teraz jest grudzień.Właściwie odkochałam się już w listopadzie.
Czy tak krótko trwa miłość?Czy ja nie jestem zdolna do wielkiego,trwałego uczucia?
 Co mam zrobić?Czekać chyba.Tylko to mi pozostaje.

W piątek idę na Sylwestra.Może tam kogoś poznam.A jeżeli nie ,to znów będę czekać,aż przyjdzie ten wielki ,wymarzony-IDEALNY.

Ulegam wpływom otoczenia.Byłam pierwszy raz na wagarach.Czy w zeszłym roku czy wcześniej przyszło by mi coś takiego na myśl,czy odważyłabym się?
Nie.A teraz stałam się całkiem inna.Opuszczam lekcje(tylko pierwsze godziny,usprawiedliwia autobus,nie zabrał,opóżnił,chociaż nie zawsze tak robię).Może gdybym mieszkała w internacie,tobym nie robiła tak,bo by nie było usprawiedliwienia.Ale w tych sprzyjających warunkach,mając wzory w klasie,szkole nie można się oprzeć pokusie.
Co ze mnie wyrośnie.Wielkie NIC.Chcę być kosmetyczką lub nauczycielką.Nauczycielka odpada,no bo studia,a ja się na studia nigdy nie dostanę.Powód?
Brak pieniędzy.znajomości(bliższych),no i moja ograniczona wiedza i brak wybitnych zdolności,nieśmiałość.
A kosmetyczką to powinnam zostać,bo tylko pomaturalna.
Chciałabym siebie widzieć w wieku 30 lat.

czwartek, 9 kwietnia 2015

18 XI.1976 r

Tak długo już nie pisałam.
Ale tak jakoś codziennie mi schodziło.Jeżeli miałam trochę czasu,to mi się nie chciało,bo byłam zmęczona.
A tyle się wydarzyło.
O swoich miłościach nie będę pisać dużo,bo mimo wszystko chyba się jeszcze nie zakochałam tak naprawdę.
O Janku napiszę trochę.
Byłam z Joaśką na zabawie,bo ona przyjechała do mnie.Janek był pijany.Trochę.Ale gdy go zobaczyłam pijanego,jak zaczepia chłopaków,nie dziewczyny,to nagle mi minęła ta wielka miłość.Chociaż pod koniec zabawy znów powróciła, zaczęłam go tłumaczyć.Jemu się to bardzo rzadko zdarza,płakał,tańczył z nami,poprosił mnie do tańca.Ale  znów ,gdy położyłam się spać ,to przestałam o nim myśleć

,,Zakochałam ,, się w innym ,czarnuchu,,.
Nazywa się Staś.Jest z Z.
Jego hobby to gołębie.Chodził z Joaśką do podstawówki.Wiem,że ,,ja mu wpadłam w oko,,jak to sam określił.
Gdy się do mnie zwracał,to z takim jakimś zmieszaniem,zażenowanie,inaczej niż do innych.Ale on jest naprawdę śliczny.
Chodzi do Technikum Mechanicznego w P.Jest w moim wieku.Tylko trochę mógłby być wyższy.Nie jestem pewna,ale jest chyba tego wzrostu,co ja.Piszę,,nie wiem na pewno,,bo gdy stoimy obok siebie,to nie przyjdzie mi jakoś na myśl,aby zobaczyć,jak to jest z tym wzrostem.Ale to nie ważne.
On się tak ślicznie śmieje,pięknie śpiewa,gra na akordeonie,nie pali,nie pije.czyż nie wspaniały?Tęsknię,chciałabym go codziennie widzieć,widzieć jego uśmiech przeznaczony dla mnie.

Dzisiaj miałam dziwny przypadek.
Joaśka mnie zawsze odprowadza na przystanek po szkole.No i jak zwykle dzisiaj siedziałyśmy na przystanku i wyglądałyśmy przez okno.Patrzyłam,czy nie idzie Staś.A tu nagle podchodzi trzech chłopaków.Stoją chwilę za nami.Nie zwracałam na nich uwagi.
W pewnej chwili słyszę,że któryś z nich mówi o Sadku.I o Ance S.Znam ja ,odwróciłam się,kto to o niej mówi.Jacyś nieznajomi chłopcy.No to nic.Patrzę dalej na ludzi i szukam St.G.W pewnej chwili dobiegły do mnie słowa,,ty blondynko,,
Pytają mnie ,czy nie znam tego adresu,tej dziewczyny i czy mieszkam w K.Mówię,że tak,ze Anka to moja koleżanka i patrzę dalej przez okno.Ale już bardziej z Joaśką uważamy na to ,co się dzieje za nami. Tzn słuchamy uważniej.
Oni mówą najpierw między sobą moje imię.,potem pierwszą literę nazwiska i mój adres.Ja nic.Joaśka się śmieje.Ja dalej siedzę  i patrzę ,jak gdyby nic.Oni mówią,że nazwisko trzeba napisać alfabetem Morse,a.No i mówią kolejne litery mojego nazwiska i adresu .No ,to już mnie coraz bardziej zdumiewa,ale nie reaguję.Jeden z nich podsuwa mi kartkę z moim  imieniem , nazwiskiem i adresem i pyta,czy znam tę osobę.Ja mówię,że nie.
-Naprawdę-i odwracam się od nich.
-Jeżeli ona nią jest,to może nie znać takiej osoby-tłumaczy jeden i -prawda?-zwraca się do mnie.
Ja nic nie odpowiadam.No ,bo już całkiem zgłupiałam.Nieznane chłopaki nagle mówią moje imię i nazwisko,mój adres,gdzie mieszkam.Czy to nie dziwne?
Koło nas zwolniły się miejsca i oni usiedli.Ja już miałam dość tych niespodzianek,gdy mi jeszcze powiedzieli,o której mam autobus,wstałam i poszłyśmy z Aśką na drugą stronę.
Autobus podszedł i pojechałam.
Oni pojechali w całkiem inną stronę.
Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz.

Wystarczy już o sobie.
Teraz najważniejsze.
W niedziele Joaśka się topiła.Poszła nad rzekę,napisała przedtem list pożegnalny do mnie i poszła się utopić z miłości do mojego brata.Oni już dawno nie chodzą.A ona twierdzi ,że go kocha.Mnie się wydaje,że ona sobie to tylko wmówiła,znam ją,chce pokazać ,ze przeżywa to strasznie,ze jej miłość jest nieszczęśliwa,żeby kiedyś mówiono o niej,pisano,postanowiła się utopić.
Mówiła, mi ,że związała sobie nogi bandażem elastycznym i skoczyła w wiry rzeki.Ale rzeka zamiast ją wciągnąć ,wyrzucała do góry.No i Aśka umiejąc pływać ,musiała próbować różnymi stylami wypłynąć.
Przemoczona wyszła na brzeg i zobaczyła ojca.Matka znalazła tą kartkę i ojciec poszedł jej szukać wzdłuż brzegu rzeki.
Wtedy J skryła się w krzaki ,a potem ruszyła przed siebie i doszła do lasów w M.
Tu na szosie spotkała sąsiada-syna jej sąsiadki,który jechał samochodem.Stanął,wziął jej kurtkę(bo w kurtce i ubraniu się topiła),dał słowo honoru,że nikomu nie powie i przywiózł ją do domu.
Na drugi dzień jej matka czekała na mnie,gdy szłam do szkoły(spóżniłam się,bo autobusy się nie zatrzymywały i Aśka poszła do szkoły sama).
Powiedziała,że po lekcjach będzie czekać na przystanku na mnie i pokaże mi ten list pożegnalny i opowie.A Joaśki żebym się jakoś pozbyła.
Tak też się stało.
Przeczytałam ten list,jej matka mi się wyżaliła.
Naprawdę ,bardzo mi jej żal.
Ona mając 12 lat zaczęła zarabiać na siebie i siostrę,bo matka uciekła z domu z młodszymi dziećmi,gdy Niemcy przyszli do wsi.Sama żyła z siostrą młodszą w domu.
Pomagała partyzantom.
Pierwsze dziecko jej umarło,drugie jest kalekie,pozostała jej Aśka i jej siostra.Chce dla nich ,jak najlepiej.Daje im pieniądze na wszystko.Kupuje różne rzeczy,na książeczkę mieszkaniową daje i w ogóle.
Joaśka ma przewspaniałe warunki.Jej matka chce ,żeby jej dzieciom było lepiej i to jej się udaje.Ale J tego nie rozumie.Zbytek przewrócił jej w głowie.Gdyby miała tak ,jak ja ,to myślę,że z ubzduranej nieszczęśliwej miłości nie poszła by się topić,chociażby przez wzgląd na matkę.Ona by chyba umarła,bo chora na serce.Ale J widocznie o tym nie pomyślała.
Gdy jej matka rozmawiała o tym ze mną ,to naprawdę,nie mogłam patrzeć na jej łzy i żal.Byłam tak strasznie zła na Joaśkę ,co odbiłam to na drugi dzień na niej.
Ona się zaczęła chwalić tym swoim występkiem,zaczęła opowiadać ze śmiechem.Uciszyłam ją kilkoma słowami,tak,że już nie wracała do tego.Dałam jej do zrozumienia,że wcale nie uważam tego za przygodę,bohaterstwo,ale za zwykłe tchórzostwo.Odnosiłam się do niej w ten dzień,jak do kogoś gorszego.Myślę,ze wypędziłam jej z głowy myśli na temat swojego,,bohaterstwa,,.

W poniedziałek mój brat pojechał rano do szkoły i nie wrócił.Na wieczór przyjechali do nas rodzice Wojtka Z,z którym J uciekł i pytali,czy my coś o tym nie wiemy,czy ich tu nie ma,bo w szkole obydwaj nie byli, no i dotychczas ich nie ma.
Matka też cała się trzęsie,ojciec trochę bardziej opanowany.Mamunia,jak się o tym dowiedziała,że ich nigdzie nie ma,(bo miała nadzieję,że jeszcze przyjedzie),to już nie mogłam patrzeć na nią.Nie mogła mówić,drżała.Tatuń do tego jeszcze przyszedł pijany i zaczął filozofować.
Ta noc nie była do spania.We wtorek dali zgłoszenie do milicji.Minął dzień-ich nie ma.
Środa-przychodzę ze szkoły-J jest.
Nie będę pisać wszystkiego.Powiem tylko,ze J skłamał mamunię ,mówiąc,że byli tylko w Kielcach.Tatuń przyjechał z P i mówi,że Wojtek się przyznał w domu,jak to było.
J ukradł z domu 500 zł.Dojechali do Poznania,brakło pieniędzy,słabo mu się zrobiło,bo nie mieli za co jeść,no i wrócili do domu.Mieli zamiar jechać nad morze i tam znależć pracę.

Kogo winić za to wszystko?
Atmosferę panującą w domu,tatunia,brak zrozumienia wzajemnego,no i chyba tylko to.
Gdyby był  inny dom,inny ojciec,prawdziwy ojciec,nie pijany,mądry,rozumny,nie było by ucieczek,kradzieży,ciągłych spięć i kłótni.
Ja też często myślę o ucieczce z domu i gdyby nie mamunia,to....

piątek, 6 marca 2015

22.10 1976r

Nie wiem,co się ze mną dzieje.
W ostatnich dniach czuję się tak strasznie samotna.
Nie chce mi się żyć.
Gdyby nie nadzieja,ze póżniej będzie lepiej,sama nie wiem,co bym zrobiła ze sobą.
Uczyć mi się nie chce.
Joaśki zaczynam nielubić.

Tak mi strasznie.
Żeby mi to przeszło.
Po co ja żyję.
Ze mnie i tak nic nie będzie ,a mamunia ma wielkie nadzieje,co do mnie.Myśli o studiach.A czy ja zdołam zdać egzamin? Czy mają kogoś znajomego ,tyle forsy,żebym została przyjęta? Bo bez tego nie ma co marzyć.
A jak ja się pokaże w domu,mamuni,gdy wszystkie jej nadzieje zawiodę? Nie wiem sama.
Boję się strasznie przyszłości,a jednocześnie oczekuję jej.
Chcę żeby wszystko już było daleko od tych moich 16 lat.
Mieć poza sobą szkołę ,egzaminy,wszystko.
Nie chciałabym zawieść nadziei mamuni,bo ona tylko dla nas żyje.
A tylko ja zostałam mamuni,wszystkie nadzieje pokładła we mnie.
Po co to życie mi dali?
Czemu ja się urodziłam w takiej rodzinie,niezgodnej z moim charakterem? Mam dość tego domu.ciągle brak pieniędzy,niekiedy jedzenia,ciągłe kłótnie,tatuń znowu wraca pijany.
Boże ,ja tak nie chcę!
Oni nic nie wiedzą,co ja czuję,jak ja to wszystko przeżywam!
Umiem zachować pogodę i uśmiech na zewnątrz,mimo,że w środku wszystko wre we mnie.
Chciałabym być w Domu Dziecka albo nie mieć ojca.Czemu ta mamunia nie rozeszła się z ojcem,wtedy,gdy odjechał od niej.Tak,chciała,żebyśmy mieli ojca,cierpiała dla nas,ale czy nie rozumie tego,że my też będziemy cierpieć przez takiego ojca?
 Nie mam się gdzie uczyć,w pokoju telewizor chodzi,w kuchni rozmawiają.Babcia też zrzędzi często.ojciec dogaduje.I jak ja się mam uczyć w takich warunkach? 
Tym gorzej,że ja jak się raz zdenerwuję,co zdarza się bardzo często,,to nie mogę się skupić,myśleć.A moja nauka wymaga tego.
Tatunia nic nie obchodzi,każe mi robić,nie zważa na to ,czy ja mam naukę,czy nie,mówi,że mam czas do 12 w nocy. A ja nie mogę się uczyć wieczorem.Zaraz mnie boli głowa.Jeżeli nie nauczę się za widoku,to wieczorem mam małe szanse.
On tego nie rozumie.
Gdybym miała własny pokój,ciszę,to bym się na pewno szybko nauczyła,tym bardziej,że ja się szybko  uczę.
Ale to tylko marzenia.Ja nie wytrzymam tych 3 lat.
Joaśce,gdy powiedziałam,ze chciałabym być w Domu Dziecka,to powiedziała,ze ona nie chciałaby za nic,ze jej w domu jest bardzo dobrze.Tak ,jej na pewno.
Tacy rodzice,co rozumieją wszystko,to skarb.
Ona ma tyle książek.Ma własną bibliotekę,wszystkie lektury jej kupują.
I na książki zawsze jej dadzą pieniądze.
A ja?
 Gdybym powiedziała tatuniowi,że chcę sobie kupić książkę,tak,do czytania,to na pewno by się rozryczał.
Już gdy na początku roku mu powiedziałam,żeby mi dał pieniądze na lektury,to powiedział,że on nie ma pieniędzy na ,,pierdołki,,ze mogę sobie pożyczyć,bo od tego są biblioteki.
Ale ja chcę mieć własne książki,chcę patrzeć na nie,korzystać z nich,tak ,jak inne dziewczyny.Czy  zawsze muszę kłamać ,żeby kupić sobie książkę? On mnie nauczył kłamać,on mnie nauczył wszystkiego złego.
Nienawidzę kłamstwa,oszukaństwa.
Tak tylko to mu zawdzięczam.
Te wszystkie wyrazy,przekleństwa!
Jak ja tego nie pragnę! Dałabym wszystko,żeby tego nie słyszeć.
Przecież rodzice powinni się starać,żeby ich dzieci nie umiały kląć,żeby nie słyszały takich rzeczy w domu.Ja się wstydzę,kiedy to słyszę.
Nie chcę tego!
Chcę mieć prawdziwy,ciepły dom,do którego chętnie się wraca.
Chcę mieć rodziców,którzy by chcieli odegnać ode mnie te wszystkie szkarady codzienności,żeby chcieli,aby mnie było lepiej niż im,żebym miała warunki do życia,do nauki.
Mamunia jest taka,ale tylko mamunia.
On chce tylko dobrze dla siebie,reszta go nie obchodzi.
Kiedyś się poprawił,jakaż byłam szczęśliwa,nie słysząc przekleństw,kłótni,ale to się skończyło. 
Zaczął znów pić,wyzywać i zmusił mnie znów do znienawidzenia go.
Tak zazdroszczę Joaśce.
Wszystkiego.
Rodziców,książek,warunków,adapteru,tranzystora,magnetofonu.
Gdybym miała takie warunki ,jak ona,byłabym najszczęśliwsza.Ona nawet nie domyśla się,jak mi jest żle w domu.Strasznie mi żle.
Zaczynam nienawidzić ludzi.
Joaśki-która była mi najbliższa,teraz jakoś  staje mi się bardziej odległa.Denerwuje mnie jej śmiech,jej śpiew,jej nieudane wiersze,którymi się chwali.Wszystko.
Bronię się przed tym.Ale czy mi się to uda?
Mam dość świata.
16  lat to dużo,żeby przekonać się ,co jest dobre ,a raczej,żeby poznać otoczenie,umieć poznawać ludzi,zrozumieć wiele rzeczy,poznać prawdę.Ja już nie jestem taka głupia i nierozumna.
Już nie mogę pisać.Głowa mnie zaczyna bolec i oczy też.Ostatnio,gdy się zdenerwuję,to nerwy mi dochodzą do głowy i nie wiem,co tam robią,ale czuję,jak rozsadza mi głowę,kotłuje się tam w środku.


,,Dla obcych ludzi mam twarz jednakową - 
                                                                           ciszę błękitu

Ale przed Tobą głąb serca otworzę-
                                                      Smutno mi 
                                                               ,Boże.....,,

czwartek, 5 marca 2015

24 września 1976 r

Janka widzę codziennie rano.
Jeżdzimy jednym autobusem.
Ja siadam na pierwszym siedzeniu przy drzwiach,żeby być blisko niego i widzieć choć kawałek czegokolwiek,co należy do niego.
On staje zawsze przy drzwiach,a ludzi zawsze jest pełny autobus,toteż odgradzają nas od siebie.
To dobrze,bo gdyby był blisko mnie,to na pewno byłabym czerwona ,jak burak.
Zauważyłam,że zawsze po wyjściu z autobusu, przechodząc przez ulicę,odwraca się i spogląda na mnie.Ja nie patrzę na niego,widzę tak tylko kątem oka.
Ale widzę.
Nie patrzę na niego,bo boję się,ze może by się śmiał ze mnie gdyby wiedział,ze się w nim zakochałam.Jeżeli rzeczywiście coś kiedyś powiedział chłopakom o mnie,to niech się teraz przekona,że mi na nim nie zależy.
Oczywiście jest odwrotnie,ale lepiej będzie,jeżeli nie będzie się domyślał,a tamto wcześniejsze spoglądanie niech uzna za przypadkowe.
Gdybym wiedziała,że ja mu się podobam,to by było inaczej.Ale nie mam tej pewności,więc musi być tak jak jest.Nie chcę być skompromitowana i poniżona.
Ciekawe ,czy w następnym tygodniu też będzie jeżdził tym samym autobusem,co ja.Bo wcześniej nie jeżdził codziennie ,tylko raz chyba.
Jeżeli jutro będzie jechał ,to się spojrzę,gdy będzie wchodził do autobusu ,zobaczę co z tego wyniknie.
On najładniej wyglądał,gdy był ubrany w niebieską bluzę i czarne spodnie,tak jak na odpuście.Bardziej mi się podoba,jak jest ubrany odświętnie.
Codziennie jeżdzi w marynarce w kratkę i podoba mi się jego twarz,która jest najpiękniejsza wtedy,gdy jej właściciel ma godne siebie ubranie.

Ale co ja się tu rozpisuję o ubraniu.
Gdyby to Joaśka albo kto inny przeczytał,to na pewno długo by się śmiał i pomyślałby,że ta ,co to pisała uciekła z Morawicy.A ja przecież nie jestem stuknięta,potrafię też myśleć poważnie,rozsądnie i mądrze.

Joaśka jest w szpitalu.Choruje na żołądek.
Nie wiem,czy to prawda,ale mówiła że tylko ja to wiem i ona.
A potem okazało się,ze cała klasa wie,choć ja nikomu nie powiedziałam.
Chodzi o to,że Joaśka po wizycie w ośrodku zdrowia powiedziała mi,że doktorka wymieniła jej nazwę francuskiej choroby,którą Joaśka miała.
Po przyjściu do domu J sprawdziła nazwę w Encyklopedii Zdrowia.
Było to ropne zapalenie żołądka,konieczna jest operacja i w 35 procentach przy mocnym organizmie udaje się.
Tak mi powiedziała.
Mówi,że bardzo boi się śmierci,szkoda jej życia itd.
Ja nie uwierzyłam,bo nawet mi do głowy nie przyszło,że Joaśka-16 latka mogłaby umrzeć.
We wtorek poszła do szpitala na obserwację.
W środę byłam u niej,ale jeszcze nie miała żadnych badań.Pojutrze albo w niedzielę znów do nie pojadę.

W domu byłoby wspaniale,gdyby nie mój brat.
Uparł się,żeby go przenieść ze szkoły w P. W ogóle nie chce chodzić do żadnej p-wskiej szkoły.
Początkowo chciał iść do Siemianowic,ale gdy tam pojechał sam narażając mamunię i babcię na bóle serca i niepokoje(tatunia chyba też,bo ja to  się bardzo nie bałam o niego,byłam pewna,że nic mu się nie stanie) i przyjeżdżając przed 22 godziną  przekonał się,że tam w zaduchu w ciągłym szumie i huku wcale się nie żyje tak wspaniale.
Teraz zmów nalega,żeby go przenieść gdzieś do zawodówki,nawet grozi OHP,co byłoby największym ciosem dla mamuni.
Tatuń był w Kielcach,ale nie ma miejsc,a w P nie chce,nie uczy się i nic nie chce robić w domu.
A mamunia cierpi,widzę to i zaczynam nienawidzić J.
Jak on tak może.
Ja bym się zgodziłą nawet zaraz po 8 klasie iść na uniwersytet,chociaż w 101 procentach nie poradziłabym sobie,ale sprawiłabym  tym radość mamuni.
A jemu nie chce się uczyć w Liceum Zawodowym,bo widzi ,jak jego koledzy z zawodówki nic się nie uczą i zazdrości im. A przecież jest zdolny.
Mamunia,babcia i ciocia przypuszczali,że będzie się uczył nawet lepiej ode mnie.Nie było to dla mnie przyjemne słuchać takich nadziei,ale jednak.
 I oto mają J.
Teraz się nikogo nie boi,natomiast wszyscy się boją o niego,żeby sobie coś nie zrobił,żeby nie uciekł z domu,a on się pewnie śmieje w duchu.Niechby uciekł,popróbował życia sam,to zobaczyłby,że wcale nie jest tak łatwo.
On nie ma żadnego żalu,współczucia,on nie może czy nie umie,a może nie chce zrozumieć,że mamunia chce dla niego jak najlepiej.
Nie umie myśleć rozsądnie.

Tatuń stał się też ostatnio jakiś inny.
To na pewno z powodu J,bo stał się inny ,lepszy i wyrozumialszy od tej ucieczki J do Siemianowic.
Gdy mu powiem,że potrzebne mi pieniądze,to zaraz daje,nie muszę mu powtarzać kilka razy.Zdziwiłam się bardzo,gdy mu powiedziałam o pieniądzach na pisaki.Powiedziałam z myślą,że i tak mi nie da.
Ale patrzę ,a on zaraz wyjmuje i daje.

Byłam tak ucieszona,Nie pieniędzmi,ale tą zmianą.
Inaczej się teraz odnosi do mnie.Już od pewnego czasu nie kłóci się i w ogóle nie podnosi głosu na mnie,co kiedyś było na dziennym porządku.
Chciałabym mieć zawsze taki dom.
Czuję,ze zaczynam trochę lubić tatunia,chociaż jeszcze nie zapomniałam tego,co było kiedyś.
Ale jestem mu wdzięczna za tę zmianę.
Tylko mamunia jest nieszczęśliwa,bo gdy tatuń jest lepszy,to J staje się wyrodnym synem.
Ale to wina mamuni i babci,one go tak rozpieszczały-jedynak.
Zawsze gdy coś robił żle,gdy nie słuchał albo robił coś na przekór,to z początku trochę pokrzyczały na niego,ale potem wszystko obróciły w żart.
Zawsze się śmiały z niego,nikt go nie ukarał,a J rósł w przeświadczeniu,że mu wszystko wolno,pewny ich miłości.
Ale ostrzegałam je wtedy,gdy widziałam,że najpierw krzyczą na niego .a potem się śmieją i patrzą na niego z miłością.
Mówiłam im,co z niego wyrośnie,ale nic nie pomagało.
No i mają.

Ja się czuję tak jakoś dziwnie niekiedy.
Np teraz czuję się samotna,niekochana.
Chciałabym mieć kogoś bliskiego,kto by mnie naprawdę kochał.
Wiem,mamunia chyba jest tą osobą.ale ja chcę innej osoby.
Chcę pewności,że mnie kocha.
Mamunia ma wiele zmartwień,spraw,nie czuje,że jest mi teraz żle,myśli o czymś innym.Tak ,tą osobą musi być chłopak,który by mnie naprawdę kochał,który by myślał wciąż o mnie,żebym miała pewność,że nie jestem sama,że np w tej chwili ktoś myśli o mnie i pragnie być ze mną.
Pragnę tej miłości.
Wiem,każda dziewczyna w moim wieku pragnie wielkiej  miłości.
Więc to jest chyba pragnienie wielu.
Żeby już minął ten straszny wiek.
Ja,o ile znam siebie,nie wierzyłabym w miłość chłopca,nie wierzyłabym,że mnie jakiś chłopak kocha.

Już nie wiem ,co pisać.
Tak mi teraz straszno,w takich chwilach można popełnić samobójstwo.
Ale ja bym chyba tego nie zrobiła.
Po pierwsze-brak mi odwagi ,a po drugie,wiem,że to tylko okres przejściowy,kilka chwil,które miną, a gdy jutro znów zobaczę Janka.Joaśkę i innych ta chęć życia zostanie.
Gdybym dzisiaj popełniła samobójstwo to,o ile byłoby to możliwe,jutro bym tego może(na pewno)żałowała.

Więc mijajcie chwile.
Niech czas płynie i niesie coś nowego,lepszego i szcęśliwszego dla mnie,dla nas .

Bo przecież życie niekiedy bywa piękne,a tylko chwilami ponure i straszne.