czwartek, 25 października 2012

1975-cd

 26.I.75 niedziela.

Rano pojechałam z babcią i dziadzią  do chrzestnego do D..
Gdy zajechaliśmy to jeszcze spali,bo przyszli o piątej rano ze studniówki.
Ciocia dała nam kiełbasy z chlebem i herbatą. Nie mogłam zjeść,bo herbata była za mocna i w innym domu,to tak jakoś inaczej się je,gdy wszyscy patrzą.
Na obiad ciocia nam dała rosołu niesłonego z makaronem i skrzydełko z kury.Zobaczyłam,że babcia zjadła i mięso i skórę,to i ja postanowiłam spróbować,jak smakuje skóra.
Włożyłam do buzi cała skórę ze skrzydełka i....och,nie wiedziałam,co zrobić,tak mi się niemiło zrobiło i chciałam zwymiotować.
Nie wiedziałam,co zrobić,bo :
skóry nie zjem,
wyrzucić z buzi nie wolno,
zwymiotować nie wolno,
więc żuję po kawałeczku skórę i odwracam się,żeby nie widzieli mojej skrzywionej twarzy.
Uratowała mnie babcia,bo ,gdy już nie mogłam wziąść ani kawałeczka i trzymałam resztę w policzku,babcia wyszła,żeby ręce umyć i ja szybko ruszyłam za nią.
W łazience wyrzuciłam to wszystko z buzi.
Aż mi się lżej zrobiło.
Potem oni tylko gadali i gadali ,a ja siedziałam i umierałam powoli z nudów.
Bo tak siedzieć i siedzieć w jednym miejscu i obserwować za oknem ciągle ten sam widok to jest najgorsza kara.
Miałam zostac u cioci na ileś tam dni,ale-primo-byłam głodna i gdy przypomniałam sobie,że w domu na obiad są buraczki do ziemniaków  to nie mogłam juz ani minuty tam być.
Secundo-nuda,cóż ja bym tam robiła? Co prawda ciocia mówiła,że jutro byśmy pojechali do Skalbmierza i poszlibyśmy do cioci szkoły,ale ja miałam smak na buraczki.
Więc pojechałam zpowrotem do domu.
Stanęłam w autobusie. Jakiś pijany pan przecisnął się koło mnie dalej.
Ale był gruby i nie mógł przejść,tylko mnie gniótł w przejściu.
-Nie da rady-stwierdził.
Ale jakoś przeszedł.
-Siądże sobie panienko gdzie-powiedział konduktor zły na mnie,czy tylko tak mi sie wydawało?
Siadłam na przodzie,ale czułam,jak gdybym coś zrobiła.
Bałam się  czy wstydziłam obejrzeć,zła na konduktora,że takim tonem powiedział do mnie.
Na następnym przystanku ten pijany pan szedł do przodu do drzwi.
-No ,przechodż pan,przechodz
-Przecież przechodzę.
-Opiłeś się pan ,jak świnia.
-No to co.
-I podrywasz pan młode dzieci-konduktor
-To tak ,jak nie ma w domu żony-pijak
Czy to o mnie mówił konduktor? Och,chciałam się w tamtej chwili zapaść pod ziemię.

W domu mamunia była zła,że nie zostałam,a ja żałowałam.
Ale cóż ,już za póżno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz