czwartek, 5 marca 2015

24 września 1976 r

Janka widzę codziennie rano.
Jeżdzimy jednym autobusem.
Ja siadam na pierwszym siedzeniu przy drzwiach,żeby być blisko niego i widzieć choć kawałek czegokolwiek,co należy do niego.
On staje zawsze przy drzwiach,a ludzi zawsze jest pełny autobus,toteż odgradzają nas od siebie.
To dobrze,bo gdyby był blisko mnie,to na pewno byłabym czerwona ,jak burak.
Zauważyłam,że zawsze po wyjściu z autobusu, przechodząc przez ulicę,odwraca się i spogląda na mnie.Ja nie patrzę na niego,widzę tak tylko kątem oka.
Ale widzę.
Nie patrzę na niego,bo boję się,ze może by się śmiał ze mnie gdyby wiedział,ze się w nim zakochałam.Jeżeli rzeczywiście coś kiedyś powiedział chłopakom o mnie,to niech się teraz przekona,że mi na nim nie zależy.
Oczywiście jest odwrotnie,ale lepiej będzie,jeżeli nie będzie się domyślał,a tamto wcześniejsze spoglądanie niech uzna za przypadkowe.
Gdybym wiedziała,że ja mu się podobam,to by było inaczej.Ale nie mam tej pewności,więc musi być tak jak jest.Nie chcę być skompromitowana i poniżona.
Ciekawe ,czy w następnym tygodniu też będzie jeżdził tym samym autobusem,co ja.Bo wcześniej nie jeżdził codziennie ,tylko raz chyba.
Jeżeli jutro będzie jechał ,to się spojrzę,gdy będzie wchodził do autobusu ,zobaczę co z tego wyniknie.
On najładniej wyglądał,gdy był ubrany w niebieską bluzę i czarne spodnie,tak jak na odpuście.Bardziej mi się podoba,jak jest ubrany odświętnie.
Codziennie jeżdzi w marynarce w kratkę i podoba mi się jego twarz,która jest najpiękniejsza wtedy,gdy jej właściciel ma godne siebie ubranie.

Ale co ja się tu rozpisuję o ubraniu.
Gdyby to Joaśka albo kto inny przeczytał,to na pewno długo by się śmiał i pomyślałby,że ta ,co to pisała uciekła z Morawicy.A ja przecież nie jestem stuknięta,potrafię też myśleć poważnie,rozsądnie i mądrze.

Joaśka jest w szpitalu.Choruje na żołądek.
Nie wiem,czy to prawda,ale mówiła że tylko ja to wiem i ona.
A potem okazało się,ze cała klasa wie,choć ja nikomu nie powiedziałam.
Chodzi o to,że Joaśka po wizycie w ośrodku zdrowia powiedziała mi,że doktorka wymieniła jej nazwę francuskiej choroby,którą Joaśka miała.
Po przyjściu do domu J sprawdziła nazwę w Encyklopedii Zdrowia.
Było to ropne zapalenie żołądka,konieczna jest operacja i w 35 procentach przy mocnym organizmie udaje się.
Tak mi powiedziała.
Mówi,że bardzo boi się śmierci,szkoda jej życia itd.
Ja nie uwierzyłam,bo nawet mi do głowy nie przyszło,że Joaśka-16 latka mogłaby umrzeć.
We wtorek poszła do szpitala na obserwację.
W środę byłam u niej,ale jeszcze nie miała żadnych badań.Pojutrze albo w niedzielę znów do nie pojadę.

W domu byłoby wspaniale,gdyby nie mój brat.
Uparł się,żeby go przenieść ze szkoły w P. W ogóle nie chce chodzić do żadnej p-wskiej szkoły.
Początkowo chciał iść do Siemianowic,ale gdy tam pojechał sam narażając mamunię i babcię na bóle serca i niepokoje(tatunia chyba też,bo ja to  się bardzo nie bałam o niego,byłam pewna,że nic mu się nie stanie) i przyjeżdżając przed 22 godziną  przekonał się,że tam w zaduchu w ciągłym szumie i huku wcale się nie żyje tak wspaniale.
Teraz zmów nalega,żeby go przenieść gdzieś do zawodówki,nawet grozi OHP,co byłoby największym ciosem dla mamuni.
Tatuń był w Kielcach,ale nie ma miejsc,a w P nie chce,nie uczy się i nic nie chce robić w domu.
A mamunia cierpi,widzę to i zaczynam nienawidzić J.
Jak on tak może.
Ja bym się zgodziłą nawet zaraz po 8 klasie iść na uniwersytet,chociaż w 101 procentach nie poradziłabym sobie,ale sprawiłabym  tym radość mamuni.
A jemu nie chce się uczyć w Liceum Zawodowym,bo widzi ,jak jego koledzy z zawodówki nic się nie uczą i zazdrości im. A przecież jest zdolny.
Mamunia,babcia i ciocia przypuszczali,że będzie się uczył nawet lepiej ode mnie.Nie było to dla mnie przyjemne słuchać takich nadziei,ale jednak.
 I oto mają J.
Teraz się nikogo nie boi,natomiast wszyscy się boją o niego,żeby sobie coś nie zrobił,żeby nie uciekł z domu,a on się pewnie śmieje w duchu.Niechby uciekł,popróbował życia sam,to zobaczyłby,że wcale nie jest tak łatwo.
On nie ma żadnego żalu,współczucia,on nie może czy nie umie,a może nie chce zrozumieć,że mamunia chce dla niego jak najlepiej.
Nie umie myśleć rozsądnie.

Tatuń stał się też ostatnio jakiś inny.
To na pewno z powodu J,bo stał się inny ,lepszy i wyrozumialszy od tej ucieczki J do Siemianowic.
Gdy mu powiem,że potrzebne mi pieniądze,to zaraz daje,nie muszę mu powtarzać kilka razy.Zdziwiłam się bardzo,gdy mu powiedziałam o pieniądzach na pisaki.Powiedziałam z myślą,że i tak mi nie da.
Ale patrzę ,a on zaraz wyjmuje i daje.

Byłam tak ucieszona,Nie pieniędzmi,ale tą zmianą.
Inaczej się teraz odnosi do mnie.Już od pewnego czasu nie kłóci się i w ogóle nie podnosi głosu na mnie,co kiedyś było na dziennym porządku.
Chciałabym mieć zawsze taki dom.
Czuję,ze zaczynam trochę lubić tatunia,chociaż jeszcze nie zapomniałam tego,co było kiedyś.
Ale jestem mu wdzięczna za tę zmianę.
Tylko mamunia jest nieszczęśliwa,bo gdy tatuń jest lepszy,to J staje się wyrodnym synem.
Ale to wina mamuni i babci,one go tak rozpieszczały-jedynak.
Zawsze gdy coś robił żle,gdy nie słuchał albo robił coś na przekór,to z początku trochę pokrzyczały na niego,ale potem wszystko obróciły w żart.
Zawsze się śmiały z niego,nikt go nie ukarał,a J rósł w przeświadczeniu,że mu wszystko wolno,pewny ich miłości.
Ale ostrzegałam je wtedy,gdy widziałam,że najpierw krzyczą na niego .a potem się śmieją i patrzą na niego z miłością.
Mówiłam im,co z niego wyrośnie,ale nic nie pomagało.
No i mają.

Ja się czuję tak jakoś dziwnie niekiedy.
Np teraz czuję się samotna,niekochana.
Chciałabym mieć kogoś bliskiego,kto by mnie naprawdę kochał.
Wiem,mamunia chyba jest tą osobą.ale ja chcę innej osoby.
Chcę pewności,że mnie kocha.
Mamunia ma wiele zmartwień,spraw,nie czuje,że jest mi teraz żle,myśli o czymś innym.Tak ,tą osobą musi być chłopak,który by mnie naprawdę kochał,który by myślał wciąż o mnie,żebym miała pewność,że nie jestem sama,że np w tej chwili ktoś myśli o mnie i pragnie być ze mną.
Pragnę tej miłości.
Wiem,każda dziewczyna w moim wieku pragnie wielkiej  miłości.
Więc to jest chyba pragnienie wielu.
Żeby już minął ten straszny wiek.
Ja,o ile znam siebie,nie wierzyłabym w miłość chłopca,nie wierzyłabym,że mnie jakiś chłopak kocha.

Już nie wiem ,co pisać.
Tak mi teraz straszno,w takich chwilach można popełnić samobójstwo.
Ale ja bym chyba tego nie zrobiła.
Po pierwsze-brak mi odwagi ,a po drugie,wiem,że to tylko okres przejściowy,kilka chwil,które miną, a gdy jutro znów zobaczę Janka.Joaśkę i innych ta chęć życia zostanie.
Gdybym dzisiaj popełniła samobójstwo to,o ile byłoby to możliwe,jutro bym tego może(na pewno)żałowała.

Więc mijajcie chwile.
Niech czas płynie i niesie coś nowego,lepszego i szcęśliwszego dla mnie,dla nas .

Bo przecież życie niekiedy bywa piękne,a tylko chwilami ponure i straszne.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz