wtorek, 17 maja 2016

17.II.1977r-ferie

Czy naprawdę jestem atrakcyjna?
Po dzisiejszym dniu gotowa jestem w to uwierzyć.(Nie na próżno śnił mi się koń)
Joaśka dzisiaj przyjechała do mnie,żeby się podzielić nowinami.Najpierw powiedziała mi,ze SG wypytywał się o mnie.Czy mam chłopaka,czy chodziłam już z kimś ,czy mam zamiar chodzić i tym podobne.Nie przywiązuje większej wagi do tego,bo wydaje mi się to niezbyt prawdopodobne.On ,taki nieśmiały chłopak(nie zawsze),chociaż...Zresztą ,J często lubi fantazjować,żeby było ciekawiej i atrakcyjniej.Toteż nie bardzo jej wierzę,chociaż dobrze by było gdyby to było prawdą i dobrze by było ,gdyby to nie było prawdą.Jakoś tak bardzo mi nie zależy.Myślałam,że jestem wreszcie zakochana ,a tu nie.Gdybym była zakochana,to chyba musiałabym ciągle myśleć o nim i jego mieć ciągle przed oczami.Ale tak nie jest.I nie widzę nikogo,w kim mogłabym się zakochać bez przymusu.
Druga wiadomość,to to,że J zakochała się w jakimś Januszu-19 lat,sportowcu , bardzo obiecującym.Gdzieś się zapoznali u J babci w Ł.Jest nim zachwycona i według jej mowy ,on w niej też.
Pojechałam z nią do P(mam miesięczny,to mogę jeżdzić bez przerwy).
Na ulicy,wchodząc do sklepu dyskutowałyśmy o polityce.Mianowicie ,co by było,gdyby Chiny zrzuciły bombę atomową na Amerykę albo na ZSSR,jak zareagowałyby na to państwa inne.
A zaczęło się od szukania róznic między socjalistami a komunistami.Chodziło nam o to,kim był premier Indii.Ale nie będę się o tym rozpisywać,bo dotąd politykę uważałam za rzecz najmniej godną uwagi, najmniej interesującą.J przekonała mnie,że tak nie jest.
Ją wciągnął do tego ojciec.Codziennie (prawie),rozmawiają na te tematy.A ja nie mam kogo pytać o te sprawy.Tatunia?
On jest ostatnią osobą.do której bym się zwróciła z zapytaniem.A mamunia to i tak się nie rozumie na polityce.Jeszcze ja jej muszę tłumaczyć różne rzeczy.
Wydaje mi się,że J mnie wciągnie do tego,jeżeli ona dobrze rozumuje to będzie dobrym nauczycielem,bo jej mogę o wszystko pytać,mogę jej mówić różne niedorzeczności i w ogóle mogę z nią rozmawiać bez końca.
Potem pojechałam do M do babki,odrobić za bluzkę,którą mi kupiła.Miałam jej nanosić buraków i ziemniaków na zapas,bo dziadek chory na raka i ona wszystko sama musi robić
.Przyszła Kryska na Matyska.
Zaraz przyszły tam chłopaki z jakimś interesem.Babka ich zaraz zaprzęgła do roboty, na co przystali z radością.Pobiłam się trochę z nimi śniegiem,Jurek W tak patrzył na mnie co chwila,jakbym była jakąś nieziemską istotą.Ani nie byłam brudna,ani nie było we mnie nic śmiesznego,więc chyba mu się spodobałam.Zwracają się do mnie mówił moje imię zdrobniale.To on kiedys ,chyba w 6 czy 7 klasie zapełniał moje myśli.ale nie teraz.Gdy odchodziłam,powiedział tak ciepło,,cześć,,
Przyszłam na przystanek, ale nie chciało mi się czekać na autobus,chociaż był za chwilę
Było tak ślicznie,słonecznie,więc nie warto było się dusić w autobusie.Poszłam na piechotę.kupiłam sobie ,Film,,i przeglądałam drogą .Co jakiś czas jakiś samochód przejeżdżał i czasem trąbił,ale każdy kierowca się oglądał za mną -chociaż gazetę odkładałam i szłam uważnie bokiem.Czyżbym się podobała?
Wyszłam na górę ,szłam wolno po boku jezdni i czytałam gazetę.Nadjechała taksówka z tyłu,ja szłam i czytałam,przede mną zatrzymała się.Siedział w niej chłopak za kierownicą -ładny i młody-z tyłu też ktoś ,ale nie zauważyłam ,co to za osoba.Myślałam,że pewnie chce zapytać o drogę albo ,gdzie ktoś mieszka.
Ale on poczekał ,aż doszłam ,wychylił głowę przez okno i zapytał,,Co tam ciekawego pisze?,,
Zatkało mnie.Nie spodziewałam się.
Ale to ,,zatkanie,,nie trwało długo i powiedziałam to,co mi nagle przyszło na myśl.-To moja sprawa-odwróciłam głowę na gazetę,udając ,ze czytam(ani jednego wyrazu nie przeczytałam).
Poszłam dalej omijając taksówkę.Doszły mnie słowa-Myślałem,że tam coś ciekawego pisze-ale takie ,jakby niezbyt pewne ,jak na początku,jakgdyby ten chłopak się komuś tłumaczył,Patrzył,ale ja już nie spojrzałam na wóz,,zatopiona w czytaniu,,.
Gdy odjechali ogarnął mnie straszny śmiech.Gdyby ktoś widział tę scenkę,to zaliczyłby mnie pewnie do klasy idiotek,bo tak ni z tego ni z owego wybuchnęłam śmiechem.Ale musiałam się powstrzymać ,bo nadjechał znowu jakiś samochód,którego kierowca znów się gapił.Już odjechał daleko i jeszcze trzymał głowę odwróconą w moim kierunku.Boże,przecież nie byłam naga!A może ja widziałam siebie ubraną-opatuloną w różowy szalik(w tym kolorze jest mi ładnie),w ciemno brązowej kurtce,teksasach i półbutach-jedynie głowa była zdana na łaskawość pogody,może znajdowałam się na jakimś obszarze,gdzie znika dla oczu ludzkich ubranie i zostaje tylko samo ciało i dlatego panowie byli tak zainteresowani-ale i to niemożliwe,bo ja widziałam wszystkich ubranych.
Może rzeczywiście jestem ładna?Ale jak to możliwe.Codziennie patrzę na swoje odbicie i nie widzę w sobie nic pięknego.Chociaż czasem sama sobie się podobam.Gdybym jednak była chłopcem ,to nie wiem ,jakbym patrzyła na taką dziewczynę ,jak ja.
Dzisiaj rano miałam wspaniały dziwno-bajeczny sen.Śnił mi się mój ślub z Wiaczesławem Tichonowem-Sztirlitzem filmowym.Szukaliśmy domu,gdy szliśmy drogą do naszego domu,za nami biegło coś w rodzaju świnio-owcy tzn była to duża świnia okryta kręconą wełną.Duża.
Potem(nie bardzo pamiętam ,jakim cudem),mój mąż był pięknym koniem,który chciał się za coś zemścić na mnie.Ja mieszkałam na dole w tym domku(był bardzo ładnie umeblowany),a on na górze.Wieczorem drżałam ,bo coś się miało zdarzyć,wpatrywałam się w drzwi,którymi ten straszny koń miał wejść.
Sen się skończył.Miał on w sobie coś z ,,dreszczowców,,,frankensztajna,,bo tak się bałam,jak w czasie oglądania tych filmów.Nie wiem,czy już się obudziłam,czy jeszcze spałam,gdy przyszło mi na myśl,że ten sen nosił nazwę,,Zemsta konia,,
Był on jednocześnie i piękny i straszny.Piękny był początek-jak szliśmy do domku,jak byliśmy w tym domu,jak pięknie biegał tu zrozpaczony(nie wiem czemu,czy ja go zdradziłam i dlatego stał się koniem ,czy z innego powodu,ale wiem,że był zrozpaczony,opuszczony ,straszny i piękny)koń po łąkach,przeskakiwał naszą rzeczkę w K,koło,,Każmirka,,.
Straszne były końcowe sceny,kiedy ja trzęsąc się ze strachu,stałam wpatrzona w drzwi,którymi miała wejść Zemsta Konia.
Wydaje mi się,ze sen ten był wynikiem tego,że oglądałam reportaż węgierski z pięknego wesela,pięknych planów państwa młodych dotyczących przyszłości ,pięknych scen i zakończenia ,które mówiło,że po 8 miesiącach wspólnego pożycia małżeństwo rozpadło się-przyczyna- niezgodność charakterów.
A tak było pięknie,takie plany,wesele bogate.
Wywarło to na mnie duże wrażenie.Nie mogłam się jakoś z tym pogodzić,ze coś tak pięknego zakończyło się tak żle.Oglądając to wesele,myślałam ,jacy oni będą szczęśliwi,zazdrościłam im.A tu masz babo placek.Jestem prawie pewna ,że ten sen śniłam pod wpływem tego filmu.Moim mężem był Tichonow-rosyjski aktor.Ten sen wybrał mi męża.Ładny,ale nigdy by mi coś takiego do głowy nie przyszło
Kończę,bo leci kryminał.Jest 8,30,czwartek,KOBRA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz